Na urodziny podarował jej lalki. Sztuk dwie. Hasbro Baby Alive Criblife:
W sumie całkiem sympatyczne lalki, lalki - dzieci, co uzasadnia pokazanie ich na moim blogu, choć przekraczające moje zbierackie standardy. Mierzą 15 cm.
Dziadek pomógł rozpakować, dziecię lalki obejrzało, rozebrało... i wręczyło mnie.
Dla osoby postronnej - sytuacja jak najbardziej normalna.
Ale nie dla mnie.
Córka powieliła moje zachowanie - rozbieram lalki zaraz po rozpakowaniu przesyłki, żeby je wykąpać.
Zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać i naszły mnie wątpliwości.
Moje dziecię żyje w świecie, gdzie większość lalek, które pojawiają się w domu, należy do mamy. Może to niedobrze? Może ona chciałaby bawić się tymi lalkami? Może nie bawi się, nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że wie, że one są moje?
Ech...
Ale przyjrzyjmy się bliżej produktowi Hasbro: Baby Alive Criblife.
Lalek z tej serii znalazłam w sieci wiele, są nawet bliźnięta. Każda ma indywidualny rys charakteru i jakieś hobby. W Polsce dostępnych jest sześć:
Maluchy, które prezentuję to Makayla Song i Lily Sweet. Lily pasjonuje się komputerami. W zasadzie wygląda jak mały chłopiec. Ubrana dość przypadkowo, ale dla tej małej moda może nie istnieć. Makayla kocha muzykę i gustuje w oryginalnych ozdobach do włosów.
Zdjęcia w pudełkach z sieci:
Jak się okazało - dołączone do lalek breloczki zawierają kody, które umożliwiają zalogowanie się na stronie CribLife.com, gdzie czekają gry i zabawy dla dzieci... ale u mnie strona nie działa.
Same lalki mają sporo uroku. Szkoda, że mają wmoldowane włoski, ale z przykrością stwierdzam, że to obecnie staje się normą. Czyżby czesanie włosów lalkom stało się obciachowe?
Pudełek nie zachowałam. Ich wyposażenie było w większości kartonowe. Breloczki i buty Makayli zagarnęli synowie, oddadzą pewnie za kilka dni. Już jakiś czas temu zaczęłam podejrzewać, że moje dzieci przeprowadzają potajemną teleportację zabawek, ktore znikają na jakiś czas, potem w niewytłumaczalny sposób pojawiają się na nowo...
Tymczasem lalki zamieszkały na półce z zabawkami (najwyższej) i czekają tam na czas, kiedy córka zechce obdarzyć je większą łaskawością.
Nie, nie zabiorę jej ich. I tak to nie mój rozmiar ;-)
Sliczne sa :) Jeszcze niedawno nie zwrocilabym na nie uwagi ale po tym jak nabylam baby bratz to juz nic nie jest pewne ;)
OdpowiedzUsuńU nas jest niby wspolna kolekcja ale jak by co to bardziej mamy ;) Jesli coreczka chce sie pobawic to pyta czy moze i bieze za pozwoleniem...ale ma tez swoje lalki i figurki ,ktore naleza tylk odo niej i ja ich nawet nie dotykam ;)
Ostatnio doszlo do tego ze wszystkie swoje monster high przyniosla i oddala do kolekcji ...stwierdzila ze jej sie znudzily.
Twoja latorośl pewnie jest starsza. Ja mojej córce jeszcze trochę nie dowierzam, bo to dziecię z temperamentem i zdarza jej się jeszcze brać zabawki do buzi. Ma swoje Evi, ale niezbyt ją interesują. Możliwości są pewnie dwie - albo z czasem zaczniemy współdzielić zbieractwo, albo córka będzie mieć trwałą niechęć do lalek ;-)
UsuńŚliczne te maleństwa, chociaż wydawało mi się, że są znacznie mniejsze, a tu proszę aż 15cm :) Te wmoldowane włoski troszkę żenujące są, o wiele lepiej prezentowałyby się z takimi normalnymi, nawet jeśli nie doczesania, to przynajmniej do popatrzenia. U branka bardzo kolorowe, fajne :)
OdpowiedzUsuńW porównaniu z Kelly to prawdziwe wielkoludy :-)
Usuń... no proszę ... ssać smoka przy komputerze .... :):)
OdpowiedzUsuńteraz dzieci najpierw uczą się obsługi komputera, a potem odstawiania butelki i pieluchy ;-)
UsuńA ja tam lubię wmoldowane włoski. Laleczki są słodkie, czego nie można powiedzieć o ich dużych odpowiednikach, które są potworne.
OdpowiedzUsuńU nas wszystkie dziewczyny zbierają lalki: córka, synowa, obie wnuczki i babcia czyli ja. Młodsza wnuczka najchętniej zagląda do domku babci, a właściwie domku Maggie. Lubi tam robić malutkie przemeblowania.
W takim wypadku spotkania rodzinne z pewnością nie bywają nudne :-)
Usuńniedawno miałam dylemat - kupić, nie kupić?
OdpowiedzUsuńale zostałam przy bratzkach - musi mi wystarczyć
powszechne gapiostwo na blogach -
co do wmoldowanych fryzur - jeśli są ładnie wykonane,
przemyślane i dopracowane - podobają mi się baaardzo -
tak jak właśnie u pociech Twojej Córci, tak zresztą jak
i u małych bratzek :)))
Tak, fryzurki są ładne i pomysłowe, a jednak mnie zawsze ciągnie do "prawdziwych" włosów, pomimo, że więcej z nimi kłopotów
UsuńZawsze zastanawiało mnie jak to będzie, jakbym miała kiedyś córkę i jak rozwiązać taki temat lalek...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony sytuacja fantastyczna- mama, która zbiera lalki, cały dom w lalkach - marzenie każdej dziewczynki, ale z drugiej strony, jak to jest jak dziecko chce lalki, kolekcjonerskie, zapakowane w pudełkach, albo takie które mają misternie ułożone fryzury... ? Twoja córcia nie chce bawić się Twoimi Kelly? ;-) maluchy, fajne, takie miłe wesołe pampuchy :D
Teraz już nie chce. Jak na jakąś trafi, przynosi i oddaje. Wiesz, kiedy zaczęłam zbierać Kelly, córka była niemowlakiem. Wiadomo, że wtedy chciała wszystko miętosić i słyszała nieustające "nie wolno". Dramatów nie było, bo zawsze bardziej ciągnęło ją do autek i pociągów braci, ale teraz to już nie wiem, czy jej brak zainteresowania lalkami to wpływ braci czy też ja w niej zainteresowanie lalkami "zamordowałam"
UsuńDuża ich wersja jest specyficzna:) moja córa ja lubi bo można ją karmić i poić, i sadzać na nocniku:)
OdpowiedzUsuńJej mniejsza wersja sprawia bardzo sympatyczne wrażenie:)
Widziałam te duże i wyglądają trochę tak, jakby chciały człowieka pożreć ;-)
UsuńBardzo ładne maluchy, choć - zgadzam się z Tobą - wolałabym, żeby miały niewmoldowane włoski. :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie :-)
UsuńBardzo ładne, nieco w stylu Betty Boop. Co do gumowych pseudo włosów - myślę, że są tańsze w produkcji ;-)
OdpowiedzUsuńJasne, że tak, ale gdyby nie było popytu na takie lalki, koncepcja szybko by upadła. Z tego wniosek, że ludzie kupują je chętnie. Mam nadzieję, że nie doczekamy się kiedyś Barbie z wmoldowanymi włosami...
Usuńależ mamy już panów z takimi "fryzurami"
Usuń