piątek, 28 listopada 2014

Kelly & Tommy Flintstones Pebbles & BamBam 2008

Mój komputer zdechł. Od dzisiaj korzystam z kompa męża (ma ich trzy...) i pewnie będzie tak do odwołania. R. żartuje nieraz, że u nas w domu tylko kot nie ma własnego komputera, ale specyfika jego pracy wymaga czasem korzystania z dwóch kompów na raz. Trzeci pełni funkcję serwera. Czwarty to pecet, na którym dzieci oglądają filmy i grają - już próba odpalenia na nim poczty spotyka się ze stanowczym sprzeciwem z trzech gardeł. Poza tym pecet mnie nie interesuje z powodu braku możliwości przemieszczania go do łóżka. Piątym był mój dogorywający laptop. Aktualnie nie daje żadnych oznak życia.







Maluchy to para potomków Freda i Wilmy oraz Barneya i Betty. Ruda dziewczynka to Pebbles Flintstone, a słomianowłosy chłopaczek to BamBam Rubble. Pochodzą z zestawu kolekcjonerskiego z roku 2008 r. Niestety - jak przystało na Kelly - za całą artykulację muszą wystarczyć odginane na boki ramiona Pebbles. BamBam - Tommy nie ma nawet tej funkcjonalności. 
Pozują jak worki z kartoflami, ale jakże urocze worki. Do towarzystwa dobrałam ich ostatnią zdobycz moich dzieci - smoka (w moim przekonaniu dinozaura). Zabawka przechodnia, więc odrobinę wytarta tu i ówdzie, ale grozę zachowała. Jednakże ta parka potrafiłaby swoim urokiem oszołomić gorszą bestię.
Zdjęcie w pudełku ze strony lilfriends.net:

I dwie fotki z netu w ramach przypomnienia, jak wyglądali bohaterowie kreskówki:


środa, 26 listopada 2014

Kelly Winter Holiday Giftset 1995

Zimno, zimno, coraz zimniej. Podobno w moim regionie w piątek ma sypać śnieg. Najwyższa pora prezentować lalki w strojach stosownych do pory roku. 
Tej małej z pewnością jest ciepło, ma mięciutkie i przytulne ubranko, może więc stanowić również dalekie nawiązanie do wczorajszego Dnia Pluszowego Misia:



Mój komputer działał poprawnie przez tydzień, od wczoraj znów zaczyna się zawieszać. Może jeszcze nie jest za późno, żeby napisać w tej sprawie list do Świętego Mikołaja?
Wracając od lalki - Kelly pochodzi z zestawu Winter Holiday z 1995, właśnie tego (zdjęcia ze strony lilfriends.net):


Patrząc na te dziewczyny, aż chce się wsiąść na sanki i poszusować z jakiejś ośnieżonej górki ;-) Podobają mi się wszystkie lalki z tego setu, z klasycznymi moldami i w kolorowych, zabawnych ubrankach. W ramach wychodzenia poza jedynastocentymetrowe ramy - chętnie zaadoptowałabym właśnie taką Skipper i taką Stacie. Te obecnie produkowane to dla mnie całkowita porażka. 

wtorek, 25 listopada 2014

Kelly Gretel 2000

Siostra wczorajszego Jaśka czyli Małgosia z kolekcjonerskiego zestawu Tommy & Kelly Hansel & Gretel z 2000 r. Wygląda jak skrzyżowanie lalki w stroju krakowskim z Helgą - symbolem Oktoberfest. Tylko dekoltu brak, ale to w końcu wersja b.o., a nie 18+. Mimo tych skojarzeń na Małgośkę chorowałam od jakiegoś czasu i dwa razy musiałam obejść się smakiem.
Pierwszy raz lalki kupiłam dość pochopnie parkę - Małgośkę w oryginalnej kiecce i Jaśka w ubranku hand made.
Kiedy laleczki otrzymałam i po bliższemu przyjrzeniu się Małgośce - stwierdziłam, że to nie Małgośka, tylko inna Kelly w jej sukience.
Miałam zatem Jaśka bez ubranka i ubranko bez Małgośki.
Przez głowę przemknął mi pomysł, żeby Jaśka ubrać w kieckę Małgośki i dać sobie spokój...
Jednak nie.
Aby uniknąć podobnej wpadki zdecydowałam się na zakup lalek w pudełku.
Wylicytowałam, zapłaciłam, czekam. Po dwóch tygodniach przyszła... ceramiczna pozytywka w kształcie żaby w koronie. Wzbudziła tak entuzjastyczny zachwyt moich dzieci, że już pierwszego dnia, walcząc o nią, utłukli jej koronę. 
Pozytywkę skleiłam i mam do dziś. Jest tak brzydka, że aż piękna. Przemalowałam co nieco na spokojniejsze barwy i stoi wtłoczona w róg regału, aby za bardzo nie rzucać się w oczy. Raz na jakiś czas dzieci sobie o niej przypominają, więc ściągam żabiego króla na stół i słuchamy kojących tonów jakiejś tam rapsodii. Wszystkich, którzy w tym momencie pomyśleli, że przypadkowo dostała mi się unikalna, ręcznie wykonana pozytywka muszę wyprowadzić z błędu - na podstawce widnieje jak byk: made in China. 
Sprzedający przeprosił za błąd, zwrócił pieniądze, ale lalek nadal nie miałam, bo wysłał je komuś innemu, kto nie zamierzał ich zwracać. 
Za trzecim razem się udało. Parka była w stanie idealnym, choć bez pudełka i koszyczka, w którym Małgosia dźwigała bochenki chleba (czyżby to wersja bajki, w której dzieci gubią się w drodze na zakupy?)
Jestem zadowolona, bo w końcu to moja imienniczka. Oficjalnie jestem Małgorzatą. Po mojej babci ze strony ojca, której nie pamiętam. Od wczesnego dzieciństwa moja matka nazywała mnie Gabrielą, gdyż takiego imienia dla mnie chciała. I akurat w tym przyznaję jej słuszność. Imienia Małgorzata nigdy nie polubiłam i nigdy się z nim nie identyfikowałam. Na dodatek pochodzę z takiego rocznika, że na różnych etapach mojej edukacji zawsze miałam w klasie jedną lub dwie koleżanki o tym imieniu. Blee...
Zarazem jestem zbyt leniwa, by zmienić imię oficjalnie, w Urzędzie Stanu Cywilnego, co jest możliwe, choć kłopotliwe.
Oczywiście teraz, kiedy jako Małgorzata figuruję jako matka trójki potomstwa, wprowadziłoby to też bałagan w metrykach moich dzieci.
Chyba tak już zostanie i jakoś będę musiała przeboleć świadomość, że to właśnie imię będzie wyryte na moim nagrobku ;-)
Małgośka:





poniedziałek, 24 listopada 2014

Tommy Hansel 2000

Lalek z kolekcjonerskiego zestawu Tommy & Kelly Hansel & Gretel z 2000. Czyli po prostu Jaś z zestawu Jaś i Małgosia:

W dzisiejszych czasach dzieciom serwuje się bajki wyzute z jakiejkolwiek przemocy, a klasyczne baśnie przerabiane są na bezstresowe. Tak, efekt końcowy bywa atrakcyjny wizualnie, bijatyki - jeśli pojawiają się w bajkach - bardziej bawią niż przerażają młodego widza, a bardziej drastyczne motywy są pominięte.
Tymczasem większość baśni, które spisali bracia Grimm, wywodzących się z tradycji ludowej, ocieka okrucieństwem. Dobro zwycięża, ale trup ściele się gęsto. 
Jaś i Małgosia to nie tylko opowieść o parze dzieci, które zabłądziły w lesie i spotkały złą czarownicę - czyli jakże wychowawcza opowieść o tym, że nie należy oddalać się od rodziców i samowolnie odwiedzać atrakcyjnie wyglądających miejsc, tudzież częstować się słodyczami niewiadomego pochodzenia  (domek czarownicy). Dziś mało kto pamięta, że Hansel i Gretel zostali porzuceni w lesie przez ojca i macochę w czasach wielkiego głodu, a wizja domku z ciastek była prawdopodobnie halucynacją z głodu. Dalej już wiadomo - czarownica, a może tylko samotna, starsza kobieta, która również była głodna. Zjadanie dzieci w czasach głodu nie było praktyką odosobnioną i nie miało miejsca tylko w Średniowieczu.
Brr... 
Jestem dorosła, a i tak ciarki przechodzą mi po kręgosłupie.
Mogę sobie narzekać, że gwałcona jest klasyka, ale chyba nie zdecydowałabym się opowiadać tej baśni w wersji oryginalnej kilkuletniemu dziecku. 
Jaś w wersji mattelowskiej wygląda na dobrze odżywionego chłopca. Jest rumiany i pogodny:




Jutro zaprezentuję Małgosię.

piątek, 21 listopada 2014

Kelly Spider Halloween Party 2006

Ponieważ ilość lalkowych maluchów, które zaadoptowałam, przekroczyła jakiś czas temu liczbę trzycyfrową, zaczynam mieć drobny problem z rodzaju - czy ja mam już taką lalkę, czy nie?
Pająka nie miałam. Panna jest zupełnie do pająka niepodobna, bo inaczej pewnie bym się na nią nie skusiła - stworzenia te omijam szerokim łukiem. Większą moją odrazę budzą tylko ćmy.
Kelly jest brunetką i nie wiadomo, dlaczego wciąż nosi imię Kelly (chwała firmie Mattel za brak konsekwencji). Ma ciekawie rozwiązaną kwestię pajęczych odnóg. Jest puchata i mięciutka. Jej strój bardziej przypomina mi śmieszną, dziecięcą piżamkę:




A propos odrazy, bynajmniej nie w odniesieniu do lalek, a raczej do ludzi - o moich "przygodach" z osobami sprzedającymi lalki na allegro miałam zamiar napisać już kilkukrotnie. Zainspirował mnie smutny post Simran o kłopotach z osobą, która od kilku lat odpuścić nie może. No i mamy stosowną do narzekań aurę, czyż nie?
W czasach, gdy kupowałam Kelly jak popadnie, w oko wpadła mi Barbie z dzieckiem. Dzieckiem była prześliczna Kelly AA w oryginalnej sukience. W opisie "mała laleczka jest jeszcze bardziej podobna do swojej mamy niż na zdjęciu". Barbie "mama" była szatynką, ale nie załapałam sensu tego opisu dopóki nie otrzymałam przesyłki. A w niej Barbie ze zdjęcia i Kelly zupełnie inna, bynajmniej nie ciemnoskóra i na dodatek taka, którą już miałam. 
Natychmiast piszę maila do sprzedającej.
Ona odpisuje po trzech dniach, że przecież było napisane, że mała jest jeszcze bardziej podobna do dorosłej lalki niż na zdjęciu. To czego ja się spodziewałam?
No, lalki ze zdjęcia. Zadziwiające, prawda?
Lalkę ze zdjęcia to ona dała już po wystawieniu na allegro swojej córce do zabawy i córka wyłamała jej głowę.
Dać dziecku do zabawy coś, co jest już wystawione na sprzedaż, to dość ryzykowny pomysł, żeby nie powiedzieć, że niemądry. Ale historyjka jest najprawdopodobniej zmyślona, bo Kelly ma głowę łatwo zdejmowaną i nie sposób ją urwać.
Niemniej wyjaśnienia pani przyjęłam i zaproponowałam, że odsyłam lalki i czekam na zwrot pieniędzy
Na co dostałam odpowiedź, że ona żadnych zwrotów po paru dniach nie przyjmuje, skoro moje dziecko się już wybawiło i lalki się znudziły.
Pani wystawiłam negatywa. 
A ponieważ sprawiedliwość w przyrodzie czasami się zdarza, ona wystawiając mi komentarz o mojej rzekomej nieumiejętności czytania kliknęła przez pomyłkę w "pozytywny" i tym sposobem wciąż funkcjonuję na allegro bez negatywów.
Nie jestem zwolenniczką wystawiania negatywnych komentarzy, bo skutek jest taki, że dostaje się negatyw za negatyw, a problem pozostaje nierozwiązany.
Były też inne przygody "lalkowe" - zaprotestowałam, kiedy dostałam lalkę z nieusuwalną plamą na twarzy, a miała być w stanie bardzo dobrym.
Pani rzekomo plamy nie zauważyła i mogło tak być, gdyby nie fakt, że był to mój drugi zakup u tej osoby i zanim jeszcze przesyłka dotarła zaczęłam mieć poważne podejrzenia, że pani sztucznie podbija cenę. Za każdym razem było tak, że ja licytowałam, ktoś licytował, a potem pani sprzedająca odwoływała tamtą ofertę.
No to tym razem się zacięłam.
W odpowiedzi dostałam, że to taka mała plamka, o co właściwie robię aferę, dziecku pewnie wszystko jedno.
Odpisuję, że lalki nie były dla dziecka, tylko dla mnie, jestem dorosłym kolekcjonerem i plamka nie jest dla mnie bez znaczenia.
Na co odpowiedź, że kity jej wciskam, bo kolekcjonerzy to zbierają lalki w pudełku, a nie takie "g".
Jakimś cudem udało się osiągnąć porozumienie i pani zwróciła mi połowę ceny.
Trzy razy kupowałam u jednej osoby zestawy Kelly, za każdym razem przesyłki docierały z trzytygodniowym opóźnieniem, a tłumaczenia były coraz bardziej dramatyczne: "operacja, córka z rakiem w szpitalu, zięć zmarł nagle i osierocił wnuczęta"
Więcej już u niej nie kupowałam, bo strach się bać kogo następnego uśmierciłaby w swojej rodzinie w ramach wyjaśnień...
Te historie nie były niestety odosobnionymi przypadkami, zdarzały się lalki potwornie brudne, z ewidentnymi wadami, ale opisane jako "stan bardzo dobry" - wyskubane włosy zakryte czapeczką, podarte ubranko sfotografowane z "lepszej" strony, uszkodzenia i pogryzienia ukryte pod ubrankiem.
W zasadzie po upływie pewnego czasu te historie bardziej śmieszą niż smucą, ale jest to taki śmiech półgębkiem.
Porównuję allegro z ebayem i nie jest dobrze.
Na około 100 transakcji zawartych na ebayu, nie tylko lalkowych, z pięcioma miałam problem - raz lalki dotarły totalnie zapleśniałe, raz dotarło coś zupełnie innego niż lalka, raz okazało się, że pani gdzieś zapodziała lalkę, więc nie może jej wysłać, dwa razy przesyłki były bardzo mocno opóźnione. Wszystkie te problemy udało się rozwiązać polubownie. Bez napastliwych maili.
Mylimy się wszyscy, a słowo przepraszam nie boli. Co więcej, umiejętność jego używania to wyraz pewnej dojrzałości. Wiadomo, małe dzieci tego słowa nie stosują i im można to wybaczyć. Dorosłym trudniej.
Niestety, polską cechą narodową jest zacietrzewienie i cwaniactwo. Moje doświadczenia z ebayem wydają się tą teorię potwierdzać.
Oczywiście, nikła jest szansa, że ktoś ze sprzedających przeczyta mój dzisiejszy post.
Ale jeśliby jednak... to chociaż, proszę, umyj tę lalkę, zanim ją wyślesz, to tak niewiele, a ja mam bardzo czuły zmysł powonienia... 

środa, 19 listopada 2014

Kelly Halloween Fun 1998




Kelly w przebraniu tygryska. Pochodzi z zestawu Barbie & Kelly Halloween Fun z 1998 r.
Kolejny kot. Czemu nie? Sporo było ostatnio kotów na Waszych blogach.
Podoba mi się jej "kocia" starsza siostra Barbie - oba zdjęcia poniżej pochodzą ze strony lilfriends.net:


Zauważyłam, że coraz bardziej podobają mi się lalki oscylujące na granicy kiczu, lub nawet ją przekraczające.
Kiedyś Bratzki czy Monsterki były dla mnie nie do przyjęcia. Dziś patrzę na nie o wiele życzliwszym okiem.
Kiedyś napisałam, że gdybym nie zbierała lalek - dzieci, pewnie zbierałabym lalki - facetów.
Hmm, może kilku, a poza tym chyba jednak dziewczyny.
Rozrzut mam spory - podobają mi się "zwykłe" superstar, flavaski i kolekcjonerskie Barbie. Porcelanki różnych rozmiarów (ale przy trójce małych dzieci zbierać je - to byłby pomysł dość ryzykowny) i lalki etniczne, które prezentuje Simran.
Ach, mieć więcej miejsca... i więcej pieniążków ;-)
Tonnerek wciąż nie lubię, jedyne egzemplarze, które poznałam i które mi się podobają to prześliczna Uleńka Inki i Maud Mangusty. O Maudlynne zaczęłam nawet myśleć poważnie (wszak to dziecko, więc się wpasowuje w moje standardy), ale nie, jednak (tymczasowo?) odpuściłam. Wielka jest. Byłaby bardzo samotna w moim stadzie lalek nastocentymetrowych.
A jutro testuję mój stary komputer po naprawie. 
Jeśli wszystko będzie działać dobrze, wreszcie nadrobię zaległości w czytaniu i komentowaniu Waszych blogów, odpowiem na Wasze komentarze i będę mogła pisać dłuższe (nudniejsze ;-) posty. I wklejać więcej zdjęć.
Ech... zaskakujące, jak miłe wydają się rzeczy zwykłe i oczywiste, kiedy przez dłuższy czas było się ich pozbawionym...

poniedziałek, 17 listopada 2014

Kerstie Pumpkin 2004

Dotarła o dwa tygodnie za późno, żeby załapać się na halloweenową imprezę. Druga Dynia w moich zbiorach - Kerstie z serii Halloween Party z 2004 r. Ma niesamowite włosy, doliczyłam się pięciu odcieni, choć wymagają one jeszcze trochę troski. Wszystkie lalki z tej serii miały wspaniałe włosy, czekoladowowłosa Kelly AA jest na mojej wish liście, ale nie łatwo na nią trafić. Póki co podziwiam małą Kerstie, która w pudełku wygląda nijako, a pełną krasę prezentuje dopiero po zdjęciu dyniopodobnej czapki:





piątek, 14 listopada 2014

Shelly Pony Riding 1998

Dzisiejsza laleczka w tej konfiguracji wydana była tylko na rynek europejski. Występowała w dwóch wersjach kolorystycznych (tym razem mam na myśli ubranko) i z papierowym koniem (fuj). Amerykańska edycja Kelly zaopatrzona była w plastikowe zwierzę, ale ja wybrałam wersję ekonomiczną i dlatego przedstawiam Shelly z 1998 r.
Zresztą, po co mi koń?
Moja panna posiada rzep na pupie, na wypadek, gdyby jakiegoś wierzchowca znalazła i zechciała dosiąść. Rozumiem, że koń musi mieć rzep w siodle. Hmm, lepsze to niż sztyft, na który można nadziać mattelowskie niemowlę Krissy, żeby ululać je w łóżeczku (vide mój lipcowy post o Kelly AA new baby sister of Barbie):




(zdjęcie w pudełku ze strony lilfriends.net)

Lubicie konie? Bo ja nie bardzo. Kiedy miałam 5 lat , moja mama i ojczym chcieli zafundować mi przejażdżkę kucem. Zwierzęta chodziły na uwięzi pod Wielką Krokwią w Zakopanem. Podobno bardzo chciałam. A kiedy już doszło do wsadzania mnie na grzbiet, zrobiłam niemałą scenę i w końcu do przejażdżki nie doszło. Sytuację znam z opowiadań, więc jakaś wielka trauma mi nie pozostała. Co więcej, w młodych latach, miłość do koni i konne przejażdżki wydawały mi się bardzo eleganckie. Na początku studiów poznałam chłopaka - zapalonego jeźdźca. Oczywiście, jego pasja szalenie mi imponowała. Dopóki nie zabrał mnie do stadniny. Bezpośredni kontakt z koniem uświadomił mi, że to nie moja bajka. Nie ten zapach. Nie ten gabaryt. W ogóle nie, dziękuję, to ja już wracam do domu pogłaskać mojego kota.
W ramach zaspokajania niespełnionej ambicji, zaadoptowałam małego jeźdźca Shelly. Sprawdziłam w słowniku, że występuje żeńska forma od słowa "jeździec", ale wygląda i brzmi tak paskudnie, że pozostanę przy męskiej. Język polski nie przestaje mnie zadziwiać. 

czwartek, 13 listopada 2014

Kelly Velma Scooby Doo 2003

Ponieważ ostatnio uparcie przedstawiam panny w sukienkach zupełnie nie przystających do późnej jesieni, tym razem postanowiłam być w zgodzie z aurą i zaprezentować dziewczynkę w swetrze, ba, nawet w golfie. 
Znacie/lubicie kreskówkę Scooby Doo? Mam zwyczaj katować moje dzieci starszymi bajkami, bo współczesne działają mi na nerwy, za wyjątkiem produkcji Pixara. Katuję zwykle z powodzeniem, bo Scooby Doo był wielką fascynacją moich synów przez około pół roku. Obejrzeli chyba wszystkie odcinki. Bajka fajna, zabawna, nieprzesłodzona, oswajająca skutecznie dziecięce lęki. Opowieść o czwórce przyjaciół (właściwie piątce, wliczając gadającego psa Scooby Doo) którzy zmagają się z wszelkiego rodzaju i narodowości upiorami oraz potworami.
Velma to intelektualistka, najbystrzejsza z całego grona, do tego twarda babka, która nie wpada w panikę i potrafi wyciągnąć logiczne wnioski nawet twarzą w twarz z najbardziej przerażającym upiorem. Ładna, choć swoją urodę skrywająca za niezbyt twarzowymi okularami. Całkiem jak moja mała Kelly. Mattel psa sobie odpuścił, pozostałe laleczki weszły na rynek w 2003 roku. Seria w zasadzie nie kolekcjonerska, ale dopracowana i skierowana bardziej do kolekcjonerów niż do małego odbiorcy. Mattel kreskówkę uhonorował też serią "dorosłych" lalek rok wcześniej, w 2002 r. - Velma była Skipperką i tym razem miała do towarzystwa psa.
Moja mała Velma:




niedziela, 9 listopada 2014

Keeya Babysitter 2002 i najmniejsza laleczka w mojej kolekcji.





Zdjęcia powyżej przedstawiają Keeyę Babysitter z 2002 r. z serii Playtime. Ale to nie ona będzie główną bohaterką dzisiejszego wpisu, tym razem laleczka Kelly stanowi tło. A główny bohater to ten oto maluch płci męskiej. Zaledwie 3-centymetrowy:



Laleczka nosi ślady czasu, męskość też ma taką jakąś... nadgryzioną. Nie pamiętam, skąd ją mam - znalazłam, dostałam? Pamiętam jednak, że w wieku lat 6 chciałam ją połknąć, żeby "mieć dzidziusia w brzuchu". Dość wcześnie, jak na "tamte czasy" zostałam uświadomiona skąd biorą się dzieci, a to za sprawą mojej pani w zerówce, która była w zaawansowanej ciąży. Nie sposób było nie dostrzec jej wielkiego brzucha i nie dopytać dlaczego. Pani pytania kwitowała tajemniczym uśmiechem, ale moja matka przystąpiła do wyjaśnień w sposób konkretny i rzeczowy. 
Eureka! Ja też tak chce! Połknę lalkę, urośnie i będę miała wreszcie młodszego braciszka.
Cóż, nie udało się.
Lalka została, nie zgubiła się, odbyła ze mną kilkanaście przeprowadzek. Nie ma żadnych sygnatur i nic o niej nie wiem, jest jednak bardzo ładnie wykonana, z uwzględnieniem anatomicznych szczegółów.
Wracając do mattelowskiej Keeyi - dziś już małe dzieci nie opiekują się jeszcze mniejszymi dziećmi, co kiedyś było powszechną praktyką. Keeya pełni rolę opiekunki wyłącznie dla swojej lalki. Łóżeczko lalki przydało się mojemu maleństwu. A Keeya chętnie utuliła je w ramionach, pomimo, że różni je karnacja i dzieli ponad 20 lat:

Rzadko ostatnio komentuję Wasze blogi i nie odpowiadam na Wasze komentarze. A to za sprawą mojego humorzastego komputera, którego włączenie wymaga kilkunastu prób, a potem najdrobniejsze drganie (dosłownie - wystarczy, że dziecko położy coś na stole, na którym laptop leży) powoduje wyłączenie. A włączenie to znów wyżej wymienione próby bez końca. 
Na tyle, na ile problem ogarnia mój mózg farbowanej blondynki - coś nie kontaktuje. 
R. wyjechał na kilka dni w odwiedziny do swojego dorosłego syna, jak wróci zaprzęgę go do rozkręcania złomu. Po takim "spa" mój komputer działa bez problemu jakieś 2-3 tygodnie. Z drugiej strony - może nie należy wymagać od mojego męża cudu, bo to nie jego dziedzina i należałoby wreszcie oddać grata do serwisu. Ale jak sobie pomyślę, ile mnie ta przyjemność będzie kosztować i ile za to mogłabym kupić lalek - to mi się odechciewa... 
Walking Cat