środa, 31 grudnia 2014

Kelly Peppermint 2001 z okazji Nowego Roku

Zielonooką Kelly Peppermint z 2001 r. kupiłam na allegro za śmieszną cenę w stanie NRFB czyli w pudełku, które oczywiście kazałam jej natychmiast opuścić, bo nie umiem utrzymać lalki w opakowaniu. Jest to wbrew mojej naturze, i wierzę, że wbrew lalkowej również. Pudełko to taki stan hibernacji i dopiero po jego opuszczeniu lalka zaczyna prawdziwe życie.
W zasadzie ta panna średnio mi się podobała, ale pasuje do okoliczności - odziana jest w suknię... hmm, no, powiedzmy: wieczorową. Usiłowałam namówić ją do trzymania kieliszka, ale jak ogólnie wiadomo Kelly są artykułowane jak kij od miotły, więc skończyło się przyczepieniem naczynia do ręki na gumce. No i mam pannę sylwestrową:





Siedzimy w domu. Z lalkami, kotem i wciąż niezbyt zdrowymi dziećmi. Miałam nadzieję wyciągnąć rodzinę na spacer na rynek celem obejrzenia pokazu fajerwerków, ale jednak odpuszczę. Taki spacer wyzdrowieniu nie będzie sprzyjał.
Niektórzy mówią, że Nowy Rok to tylko zmiana daty w kalendarzu. Ale ja zawsze wierzę, że coś jeszcze. Przełom. Magiczna granica, która pozwala pozostawić wszystko, co niedobre za nami i mieć nadzieję, że to, co nas czeka będzie lepsze. Że my będziemy lepsi. Mądrzejsi. Że wreszcie przestaniemy popełniać te same błędy. W zasadzie taki punkt zwrotny można sobie wyznaczyć w każdej chwili życia, w ciągu całego roku - ale wraz ze zmianą daty chyba łatwiej.
W Nowym Roku Życzę Wszystkim zdrowia (moja babcia twierdziła, że życzyć trzeba przede wszystkim zdrowia, bo jak zdrowie jest - to wszystko inne jakoś się poukłada, poza tym jest to coś, czego najbardziej chciałabym życzyć sobie i mojej rodzinie)
Szampańskiego Sylwestra i spełnienia wszystkich marzeń:-)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Jenny Poinsettia 2001 i Miranda Poinsettia2008

Choć w wielu domach świąteczne drzewka już przywiędły, tym dziewczynkom to nie grozi. Obie przebrane są za jedne za najpiękniejszych roślin świata:


Czy wiecie, że w naturalnych warunkach poisencje to krzewy osiągające wysokość do 4 metrów? Obecność poisencji w kulturze chrześcijańskiej związana jest z legendą o małej meksykańskiej dziewczynce, która w drodze na wigilię do kościoła zebrała tylko skromny bukiet przydrożnych roślin. Złożony w kościele bukiet rozjarzył się czerwienią. Kwitnącymi w grudniu poisencjami zaczęto przyozdabiać ołtarze w okresie świątecznym i uznane zostały za symbol gwiazdy betlejemskiej. Z czasem, jako symbol Bożego Narodzenia, rozpoczęły swoją światową ekspansję.
Po raz pierwszy w konfrontacji starsza - nowsza laleczka Kelly - bardziej podoba mi się ta nowsza, piegowata Miranda: 



Jenny ma zginane w kolanach nóżki. Jej sukienka zyskuje po zdjęciu z szyi czerwonej kryzy, która moim zdaniem, psuje proporcje stroju. Poeksperymentowałam z umieszczeniem jej na głowie panny... ale nadal coś jest nie tak:



Zdjęcia w pudełkach ze strony lilfriends.net:

sobota, 27 grudnia 2014

Kelly Christmas Spirit Barbie in Christmas Carol 2008 czyli spóźnione anioły.

I już po Świętach. U nas przeminęły pod znakiem choroby, wysmarkuję z synami trzecie, duże pudełko chusteczek higienicznych. Choinka przyschła od całodobowego oświetlania lampkami i zaczyna się obsypywać. Na jedzenie nikt już nawet nie chce patrzyć. O wyjściu na śnieg nie ma mowy, pomimo, że kusi za oknem świeżutką bielą. R. wyjechał wczoraj do swoich dorosłych synów, a ja robię sobie "święta dla siebie" czyli serwuję dzieciom maraton bajek Disneya, a sama grzebię w lalkach. Efektem grzebania jest prezentacja tych oto panien, w dwóch wersjach: w oryginalnym przyodziewku i hand made:










To dwie Kelly Duszki z Barbie w Wigilijnej Opowieści. Lalki weszły na rynek w 2008 w opakowaniach solo, w trójpaku i jeszcze w zestawie z Barbie i kotem o problematycznej urodzie. Kelly były trzy, ja blondynki (jeszcze) nie posiadam. Moją ulubienicą jest śniadolica panna o wielkich orzechowych oczach, ale i jej zielonooka koleżanka ma sporo uroku.




Oryginalne sukienki średnio mi się podobają, ale laleczki należą niewątpliwie do bardziej udanych z okresu schyłkowego dla Kelly, kiedy to królowały kiczowate księżniczki z brokatowym makijażem i Kelly na moldzie no neck. 
Panny przebrałam mniej uroczyście i bardziej stosownie do panującej aury (buty średnio udane, ale skradłam jakiś klonom, bo Mattel niestety nie popisał się żadnymi osiągnięciami, jeśli chodzi o produkcję kozaczków dla Kelly)
Mam nadzieję, że następne lalki, które zaprezentuję, będą wreszcie pozować na śniegu.

środa, 24 grudnia 2014

Deidre Winter Seasons 2003 i Liddle Kiddles Shirley Skediddle

Dzisiejszy dzień uświetnią dwie moje wymarzone panny.
Pierwsza z nich to Deidre Winter z rzadkiej i oryginalnej serii Seasons z 2003. 





Ola z blogu Pics of Kelly ma Lorenę w identycznym ubranku. I muszę przyznać, że odkąd zobaczyłam Lorenę, wiedziałam, że nie odpuszczę. A znaleźć zimową pannę w rozsądnej cenie nie było łatwo. Nadal choruję na Jesień i Wiosnę z tej serii. 

Drugą niezwykłą dziewczyną jest Shirley Liddle Kiddles z serii Skediddle.
Shirley ma 10 cm wysokości. Prezentuje ubranko, w którym ją kupiłam oraz miniaturowy wózeczek, który był do niej dołączony. Niestety, ma maleńkie stopy, więc póki co występuje w samych (namalowanych) skarpetkach.



Mattel lalki z serii Liddle Kiddles (zamiennie określanych też jako Little Kiddles) produkował w latach 1966-1970. Były lalki z bajek, zwierzątka, lalki - wisiorki, lalki w butelkach. Mierzyły od 5 do 10 cm. Skediddles posiadały dołączony pchacz, mocowany do plecków lalki, który powodował, że lalka chodziła. 
To chyba właśnie moja panna w oryginalnym ubranku (zdjęcia z ebaya):



To jak dotąd moja najstarsza protoplastka Kelly. 
O Liddle Kiddle można więcej poczytać tutaj:
http://www.fashion-doll-guide.com/Vintage-Little-Kiddles.html

Spokojnych, radosnych, ciepłych, rodzinnych i zdrowych Świąt!

sobota, 20 grudnia 2014

Kelly Wedding Day 1991 czyli największa laleczka w mojej kolekcji.


Aż 19 cm wzrostu, prawie mi linijki zabrakło ;-) Za jednym razem spełniłam dwa moje marzenia: o Stacie na starszym moldzie i o pierwszej Kelly. Ta panna to właśnie pierwsza lalka nazwana przez Mattel imieniem "Kelly" i zarazem jedyna Kelly o wzroście i na moldzie Stacie. 
Narodziła się w 1991 r. i była druhną w dwóch zestawach - tylko z bratem/kolegą Toddem lub z całą galerią ślubnych lalek w zestawie Wedding Day Midge (zdjęcia ze strony lilfriends.net):



Lalka pochodzi z kategorii nazywanej na ebayu "gently played" i jest to określenie bardzo pojemne: od lalek z objawami "zabawienia na śmierć" po stan niemal idealny. Moja panna ma w zasadzie tylko drobne uszkodzenie koronkowej aplikacji pod szyją. Ale wierzchnia, koronkowa warstwa sukienki jest bardzo delikatna i trudno się dziwić. Włosy, po wyczesaniu resztek sparciałej gumki i czegoś, co było chyba sierścią czarnego kota, odzyskały swój połysk. Lalka potrafi wdzięcznie przechylać głowę (umiejętność nieznana późniejszym lalkom Kelly) i ma dwustopniowo zginane kolana. Stopy są płaskie i dłuższe niż u klasycznej Barbie, a na nich różowe baleriny typu kajak, bez wyraźnego odznaczenia na prawy i lewy but. Mogłaby mieć inną karnację, bo za typem "kurczak z solarki" nie przepadam, ale wtedy to był standard. Natomiast od pierwszego wejrzenia zakochałam się w jej wielkich, niebieskich oczach:




czwartek, 18 grudnia 2014

Kerstie Holiday Cheer 2003

Dziś lalka bez prowokacyjnych tekstów. Będzie grzecznie i świątecznie. Kerstie, zanim stała się blondynką, posiadała taką oto ognistą czuprynę. Laleczka pochodzi z serii świątecznej z 2003 roku. Urzekły mnie... jej skarpetki z odwijaną falbanką - kicz pierwsza klasa, ale jakże urokliwy :-) Ognista czupryna mojej panny nosi znaki czasu, więc póki co została mało fantazyjnie spięta w kucyk. Kerstie próbowała zaprzyjaźnić się z Mikołajem w alternatywnej kolorystyce... ale gipsowy dziadek pozostał nieczuły na jej zniewalający urok:





Zdjęcie w pudełku, z czasów kiedy czupryna Kerstie była bujna i lśniąca, pochodzi z ebaya:

Czy Wam również śnią się lalki? Miałam przepiękny sen, że w mojej pobliskiej ciucharni otwarto drugą salę z lalkami. Tylko z lalkami! Lalki na półkach, lalki w koszach, we wszystkich kolorach i rozmiarach. Oglądałam, wybierałam... a potem się obudziłam. 

wtorek, 16 grudnia 2014

Melody Angel Princess from Rapunzel 2001

Jestem ateistką i moje dzieci nie uczęszczają na religię w szkole. Zanim osoby wierzące na dobre usuną mój blog z ulubionych pragnę zapewnić, że mam dużo szacunku dla ludzi, którzy są wierzący. Autentycznie wierzący, bo moja babcia była właśnie taką osobą. 
Natomiast tych, którzy tylko udają dla świętego spokoju - raczej nie szanuję. Mam alergię na słowo "niepraktykujący katolik". Moi znajomi, którzy w kościele od 20 lat bywają tylko na ślubach i pogrzebach oraz deklarują, że "w zasadzie nie wierzą" wzięli ślub kościelny, bo "co powie rodzina" i z tego samego powodu ochrzcili dzieci. Syn przystępuje w przyszłym roku do pierwszej komunii i planują imprezę na około 100 osób. Bo przecież "tak trzeba", "dziecku będzie przykro" itp.
Ostatni tydzień postawił pod znakiem zapytania moje przekonanie, że szkoła jest instytucją świecką.
Okazało się, że dwa ostatnie dni przed przerwą świąteczną cała szkoła świętuje Boże Narodzenie. 
W czwartek jest koncert kolęd i pastorałek. Każda klasa występuje z przygotowaną wcześniej kolędą. Zerówka prezentuje "Lulajże Jezuniu"
W piątek mini-wigilia: ciasto i opłatek.
Wczoraj zaczepiłam panią wychowawczynię, wylewając na nią swoje dylematy i sugerując, że podobne uroczystości powinny mieć miejsce w czasie lekcji religii, bo dla moich dzieci oraz kilkorga innych, będą one niezrozumiałe, może nawet krępujące.  
Pani miło i sympatycznie zapewniła o swoim szacunku dla osób wiar wszelkich oraz o tym, że aspektów boskich w tym wszystkim nie będzie, tylko odwoływanie się do polskiej tradycji, w którą wpisane jest kolędowanie i opłatek.
Hmm... 
Wiele symboli świątecznych zdewaluowało się, spowszedniało, skomercjalizowało się. Choinka, Mikołaj, anioły. Kolęd można posłuchać podczas zakupów w hipermarkecie. Żyjemy w kraju katolickim. Podoba się, czy nie. W domu będziemy mieć choinkę i to nie tylko dlatego, że "dzieciom będzie przykro", ale też dlatego, że ja prawdziwą, pachnącą lasem choinkę bardzo lubię. Będzie też uroczysta kolacja, prezenty.
Ale opłatek to dla mnie "ciało Chrystusa", a "Lulajże Jezuniu" to pieśń kościelna. Zdaję sobie sprawę, że tradycja polska i tradycja katolicka są ze sobą nierozerwalnie związane, a jednak jakoś tak mi nieswojo. W moich czasach szkoła była całkowicie świecka i chyba dobrze, że tak było. Wszystko miało swoje miejsce i było prościej.
Lalka a propos to anielica Melody. Właściwie jest to anielska księżniczka z barbiowej bajki o Roszpunce. Weszła na rynek w 2001, a potem ponownie z 2003. Strój identyczny, troszkę inny odcień ust. Wydaje mi się, że moja jest z 2001 r. Nie ma plastikowej aureoli, ale może to i dobrze. Z niecierpliwością oczekuję mojej pierwszej anielicy AA. To będzie coś - czarny anioł. Bo ja lubię anioły - dziwnie to brzmi w ustach ateistki...





Walking Cat