środa, 17 sierpnia 2016

Keeya Kwanzaa x 2. W krzakach.

Trochę czasu nie było mnie w blogosferze. Udało mi się wyrwać na krótki urlop, skończyć czterdzieści lat i zwichnąć bark. Fachowo nazywa się to zwichnięcie stawu ramiennego i w dzień nawet można z tym żyć. W kość daje przede wszystkim nocą. Dzięki temu dane mi było obejrzeć kilka malowniczych wschodów słońca.
Niestety czasy, kiedy można było nad ranem posiedzieć w ogródku bez ryzyka zmarznięcia na kość wydają się przemijać na dobre. Szkoda, że lato mija tak szybko, choć muszę przyznać, że w tym roku zarówno moje lalki, jak i ja, niewiele czasu spędzałyśmy poza ogródkiem. Ja nie odczuwałam większej potrzeby wyjazdów, a moje lalki - cóż, biedactwa nie mają wyboru. 
W zeszły weekend dwie z nich, czarnoskóre siostry, wreszcie zabrałam na krótki wypad za miasto, w "krzaki".
Ta w żółtym ubranku bardziej mi się podoba i mam ją dłużej, ale była reedycją z 1998 r. Pisałam o niej tutaj. Pierwszą, wydana w 1997 r. była Keeya na różowo, z nielubianym przeze mnie, choć trzeba przyznać, że harmonizującym ze strojem kolorem ust.





Dlaczego lalki nie rosną na drzewach?




Walking Cat