czwartek, 26 maja 2016

Dzień Matki po lalkowemu

Kiedyś w sieci znalazłam takie oto zdjęcie i mocno zapadło mi ono w pamięć:

Z okazji Dnia Matki postanowiłam stworzyć coś w tym klimacie. Nie mam ani tak pięknych lalek, ani takich strojów. Wczoraj wiało porządnie, więc z wszystkich fotek wyszły tylko dwie w gęstych zaroślach, w każdej innej scenerii panny padały na twarz. Potem przyszła burza. Cóż, taki mamy, nielalkowy klimat.




Podobieństwo rodzinne jest, hmm, dość problematyczne. Pewnie dlatego, że do sesji wybrałam dziewczyny, kierując się przede wszystkim moją osobistą sympatią do nich. Wszystkie trzy rudowłose są moimi ulubienicami, natomiast ich "mama" Merida należy do mojej córki. W zasadzie to pierwsza lalka, którą kupiłam z myślą o córce, obecnie mocno zaniedbywana, bo moja latorośl ma fazę "na blondwłose księżniczki". Merida w jej przekonaniu księżniczką nie jest, więc bawię się nią ja :-) Cóż, do pełni szczęścia przydałyby się tej lalce zginane nogi...
Brak rodzinnego podobieństwa można wytłumaczyć, Merida to z pewnością kobieta niepokorna, niewykluczone, że każda z córek ma innego ojca.
W roli "sióstr" wystąpiły weteranki z mojego bloga, oczywiście poprzebierane:
Stacie Ania z Zielonego Wzgórza (post o niej tutaj)



Laleczka od Madame Alexander, Czerwony Kapturek (którą w zupełnie innej scenerii możecie obejrzeć tutaj):



Melody School Bunch z 2005 r., która jest jedyną znaną mi dziewczynką, która chodzi do szkoły w piżamie (więcej - tutaj):


niedziela, 22 maja 2016

Kelly as Charlie's Angels 2009


2009 to był ostatni rok dla Kelly/Shelly. Mogłoby się wydawać, że Mattel usiłował ratować młodszą siostrę Barbie wypuszczając na rynek lalki bardzo różnorodne, skierowane do odbiorców w różnym wieku, o różnych moldach i na różnych ciałkach, z ostrym makijażem, obsypane brokatem i wprost przeciwnie: wyglądające całkiem jak małe dziewczynki. Były księżniczki o urodzie klonikowej i kontynuacja kiczowatej, przerysowanej serii stanowiącej dziecięcą wersję Barbie I can be, w skład której wchodziła Kelly Circus Performer wyglądająca jak żywcem wyjęta z kabaretowej rewii dla dorosłych...
Zarazem weszło na rynek kilka ładnych lalek w zestawach z Barbie I can be (pizzerka, pływaczka, gimnastyczka), piękna seria Kelly in India oraz dwie bardzo udane: Merry Monsters i Christmas Spirit. 
Pojawiły się również dwa zestawy kolekcjonerskie: właśnie Charlie's Angels oraz małe "kosmitki" I love Lucy - Lucy is Envious.
W ramach przypomnienia - dziewczyny nawiązują kultowego do serialu telewizyjnego z drugiej połowy lat 70-tych, nie do dość kiepskiego, niestety, filmu kinowego z roku 2000. Choć serial na tle rozmachu i wielowarstwowości współczesnych produkcji może dziś śmieszyć i irytować, w latach 70-tych i 80-tych jego trzy bohaterki - "aniołki" walczące z przestępcami, absolwentki akademii policyjnej, pracujące w agencji detektywistycznej na zlecenie tajemniczego szefa - Charliego - stanowiły ikony urody i stylu. Serial propagował też zupełnie nowy wzór kobiecości: seksownego kociaka, ale zarazem inteligentnej, samowystarczalnej dziewczyny, która kiedy trzeba - potrafi przywalić. Niejedna kobieta chciała być taką dziewczyną jak Kelly, Jill lub Sabrina. 
"Aniołki" to przykład na nieprzewidywalność moich lalkowych upodobań - zawsze deklaruję, że nie lubię lalek z makijażem, a jednak te trzy "stare malutkie" mnie urzekły.
Dziewczyny miały mocno utrwalone klejem włosy - w przypadku dwóch długowłosych udało mi się go niemal całkowicie usunąć, krótkowłosa pozostaje "w chełmie"
Laleczki mają zginane kolana i nogi odginane w biodrach, niestety wąskie spodnie trochę ograniczają ich możliwości. Chociaż stroje "z epoki" mają niewątpliwy urok, podczas sesji zdjęciowej przyszło mi do głowy, że chętnie zobaczyłabym te trzy dziewczyny w zwiewnych, letnich sukienkach. 
Jill:



Sabrina:



Kelly:



I tradycyjnie lalki w pudełku ze strony lilfriends.net oraz dla porównania - zdjęcie serialowych bohaterek, do których laleczki nawiązują:



czwartek, 12 maja 2016

Kelly z zestawu Barbie, Stacie & Kelly Let's Camp Giftset 2001

Ciepło, coraz cieplej. Można byłoby wybrać się na biwak... tylko najpierw trzeba mieć namiot! Mała Kelly namiotu niestety nie ma, zgubiła też swoje dwie starsze siostry. O tym, że jej lalkowe ścieżki bywały kręte, świadczą braki w owłosieniu (włosy są przycięte i dość barbarzyńsko wycięta grzywka). Trochę ogarnęłam te straty, a to czego nie dało się ogarnąć, przykryłam opaską.
Lubię i poluję na maluchy z zestawów z Barbie - są zawsze dopracowane: mają niepowtarzalne malunki oczu, fajne ciuchy, fajne akcesoria.
Ech, gdyby tak jeszcze mieć lornetkę...




Zdjęcia zestawu z zasobów sieci:



niedziela, 8 maja 2016

Shelly Giochi di Primavera 2001

Kolejny słodziak na różowo. Posiłkując się translatorem dowiedziałam się, że jej nazwa oznacza "wiosenne gry".





Zdjęcie w pudełku ze strony lilfriends.net:


Skoro nie można zaprzeczyć, że panna ma coś wspólnego z wiosna - prezentuję ją w najbardziej stosownym czasie, poza tym to laleczka dość trudna do zdobycia - wydana tylko i wyłącznie na rynek włoski.
Różne sprawy wciąż skutecznie odciągają mnie od lalkowania i blogowania. 
Cóż, miewamy w życiu czasy bardziej lub mniej lalkowe i chyba nie ma w tym niczego nienaturalnego. 
Patrzę na stare wpisy na blogu i nie wiem, czy mnie to dziwi, czy przeraża, że rok temu potrafiłam wyprodukować kilkanaście notek w ciągu miesiąca. A w tym roku przegapiłam drugie urodziny bloga :-(
Ogródek jako tło dla lalek też niewiele się zmienia. 
Moje próby ogrodnicze jak dotąd nie można określić mianem udanych. Zamarzył mi się winobluszcz jako naturalny płot naszego ogródka. W miejscu, w którym mieszkałam poprzednio, winobluszcz rósł na ścianie kamienicy i po kilku latach sięgał do drugiego piętra. Posadziłam. Poczerwieniał i zmarniał. Szafirki regularnie podgryzał mój kot. Też zmarniały. Buuu...
Jedyne, co dobrze rośnie to bluszcz. Nawet udało mi się go rozsadzić.
Cóż, podobno najlepiej uczyć się na błędach - a poza tym muszę iść na ogrodniczy kompromis. Albo trawnik do zabawy dla dzieci albo wypielęgnowane rabatki. Jedno z drugim trudno pogodzić. 
Ostatecznie, stokrotki i mniszki to też kwiaty, prawda? 
Potrzebę odgrodzenia się od świata ścianą roślin chyba odpuściłam. Problem z psami się skończył, a przed dziećmi z sąsiedztwa nie zamierzam się grodzić, bo zaczynają przyjaźnić się z moimi. 
Poza tym wspomniany winobluszcz czy jakikolwiek krzew potrzebuje paru lat, by osiągnąć przyzwoite rozmiary. A ja nie wiem, czy za parę lat będę jeszcze mieszkać w tym kraju, a co dopiero w tym ogródku.
Może kupię parę donic z bratkami, a jesienią wsadzę jakieś kwiaty cebulkowe, żeby jednak następnej wiosny powitały nas kolorami? 
Walking Cat