czwartek, 29 stycznia 2015

Kelly z zestawu Barbie Mother Goose 2002

To pani pedagog szkolna:

A to mama gęś - czyli ja?

To było a propos wczorajszej rozmowy w szkole. Nie mogłam sobie odmówić...
A teraz lalka.
Nazwa zestawu może kojarzyć się lekko dwuznacznie.
Oczywiście, to nawiązanie do bajki dla dzieci, ale ponieważ w języku angielskim pojęcie "silly goose" funkcjonuje i oznacza to samo, co w polskim, moje pierwsze skojarzenie poszły tym tokiem: wreszcie Barbie jako matka.... ale czemu jest gęsią?
Tymczasem chodzi tylko i wyłącznie o bajkę.
Uprzedzę pytanie Szarej Sowy - tak, była załączona książeczka. Prawdziwa. Z krótkimi wierszykami:


A to już laleczka - ma śliczne ubranko - delikatną, haftowaną bluzeczkę. Poza tym w zasadzie nic specjalnego, jak wiele innych Kelly. Ale ją lubię: 



Wracając do spotkania z pedagogiem szkolnym - miała rację Ewa z Porcelanowych Lal - nikt mi nic nowego o moich dzieciach nie powiedział.
Wrażenie pozostało dość nieprzyjemne.
Pani pedagog zaczęła od pretensji, że dzieci mają bardzo dużo nieobecności i czy my się przypadkiem nie wymigujemy od obowiązku szkolnego?
R. niepotrzebnie wspomniał, że czasem nieobecności są dłuższe, bo córka wciąż jeszcze choruje i w takiej sytuacji zdrowi już chłopcy nie mogą jeszcze pójść do szkoły.
Ale co za problem, przecież mamy 15 minut od szkoły.
Skoro mieszkamy 15 minut od szkoły, to znaczy, że mogę chorą córkę zostawić samą w domu i pójść odebrać synów?
Pani pedagog jakoś nie mieści się w głowie, że można nie mieć rodziny w mieście, w którym się mieszka, ojczym i znajomi zwykle pracują, i nikt z pracy się nie zwolni, żeby zostać z moim dzieckiem.
Po pierwszej konfrontacji pani pedagog oddała pałeczkę pani wychowawczyni, twierdząc, że ona nic więcej o chłopcach nie może powiedzieć, bo ich NIE ODRÓŻNIA.
Pani wychowawczyni jest niewątpliwie osobą bardziej zrównoważoną, ale za to zwolenniczką długich monologów. No, po prostu kobieta zaczyna mówić i przestać nie może. Chciałoby się coś odpowiedzieć na jej spostrzeżenia, zaprzeczyć, przyznać rację, podsunąć rozwiązanie... a tu nie ma jak, bo kobieta nie robi nawet przerw, żeby pooddychać.
Wyniosłam nieprzyjemne wrażenie, że większym problemem od niesłuchania i nierozumienia jest "inność" moich synów czyli ich dłuższe włosy, maskotka, którą nosi do szkoły jeden z nich oraz ich POCHODZENIE.
"Bo wie pani, wielowiekowe zadawnione konflikty pomiędzy naszymi narodami" (to kolejna wybitna wypowiedź pani pedagog)
Chyba najwięcej sensownych uwag miała do powiedzenia trzecia pani - młoda i dość sympatyczna psycholog. To ona jedna prowadziła dialog na temat, zadawała pytania, słuchała odpowiedzi i starała się znaleźć rozwiązania.
Mam wrażenie, że pozostałej dwójce pań chodziło tylko o to, abyśmy postarali się o odroczenie pójścia chłopców do pierwszej klasy i problem z głowy.
A sam ten fakt naprawdę niczego nie zmieni.
R. podsumował rozmowę, że czuł się jak na targu wśród przekupek i pewnie miał rację. Ja potrafię się w taką konwencję wpisać i nie mam skrupułów, żeby przerwać komuś w pół zdania albo zaintonować tonem lekko podniesionym "proszę dać mi skończyć". R. potrzebuje trochę więcej czasu, żeby ułożyć poprawne zdanie po polsku i raczej nie miał szans. Stwierdził, że gdyby w jego dzikim kraju, na stepie, spotkania plemienne odbywały się w ten sam sposób, to dawno już powiesiliby szamana ;-)
Do dziwactw lalkowych wrócę w następnym poście.

9 komentarzy:

  1. Mówiłam, że za dużo ich pokończyło szkoły i teraz trzeba jakieś zajęcie znaleźć wykształconej kadrze,
    a która niewiele ma wspólnego z wychowaniem dzieci, bo teoria to nie wszystko!
    Tak nawiasem, to jak by mi tak babsko nie zamykało papy, to bym wstała i wyszła w trakcie ..to jest chore!
    Prosiaczek to Pan Dyrektor, a pedagog to Barbie ubrana na różowiutko ;-)
    Kobieto nie przejmuj się :) rób swoje :))) a maluchy urosną i dojrzeją :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracuję nad nieprzejmowaniem się, ale chyba potrzeba trochę czasu. Cóż, żyłam w przekonaniu, że szkoła jest teraz bardzo przyjazna małym dzieciom i dostałam trochę obuchem po głowie. Na pewno każda następna wizyta u pani pedagog będzie mniej stresująca. Pierwsze lody zostały przełamane ;-)

      Usuń
  2. i teraz nie wiadomo, czy to gęsiareczka,
    czy prosiareczka ta słodka panieneczka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zwierzątka są już obłaskawione, więc panieneczka może paść je wspólnie ;-)

      Usuń
  3. Wydaje mi sie ze to nie twoi chlopcy kreuja problemy w szkole tylko panie nauczycielki szukaja dziury w calym i same sobie tworza problemy... nie jestem psychologiem ale az sie rzuca w oczy ich dziwne podejscie i uprzedzenia. Przede wszystkim nauczycielki musza poradzic sobie same ze soba . Zycze aby wszystko dobrze sie ulozylo.

    Laleczka jest cudna a ta kaczka kojarzy mi sie z z gesia z bajki "Peter Rabbit"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem na pewno jest i ja wiem, gdzie. Chłopcy porozumiewają się łącząc dwa języki w jeden plus szereg uproszczeń. Przy czym po polsku wszystko świetnie rozumieją. Ale zadania typu "opowiedz o..." prawidłowo nie wykonają. To powoduje, że chętniej zamykają się w swoim świecie niż chcą brać udział w zabawach grupowych. Ale kiedy ktoś te problemy kładzie na jednej szali z banalnymi kwestiami takimi jak maskotka czy długość włosów i próbuje z tego stworzyć jeden obraz, doprawiając go pochodzeniem, które wpływa na odrzucenie przez grupę - to jest mi po prostu przykro. Wiem, że w domu niewiele dzieci uczy się tolerancji wobec inności, ale szkoła chyba właśnie tego uczyć powinna. A nie usprawiedliwiać się "wielowiekowymi, zadawnionymi konfliktami" i zakładać, że tak być musi. Ech...

      Usuń
    2. Gabrysiu, ja mam w domu 3 jezyki i dzieci tez maja podobne problemy...no moze bardziej mialy bo teraz najwiecej mowia po niemiecku ale rozumieja i mowia choc moze nie perfekt po polsku i wlosku. Nikt nigdy w szkole nie robil z tego tragedii. Podejrzewam ze to problem zrozumienia,tolerancji i brak odpowiedniego podejscia.Tutaj w Niemczech gdzie co drugie dziecko jest dzieckiem obcokrajowcow lub malzenstw mieszanych ..nie ma czegos takiego jak idealne mowienie... Dzieci nawet czysto niemieckie mowia czesto niezbyt poprawnie bo w grupie przedszkolnej przebywaja z dziecmi z calego swiata ,ktore mowia czasem bardzo zle albo nie mowia wcale po niemiecku.Dopiero w szkole uczy sie dziecko poprawnego mowienia i pisania i to powoli :) Wszystko bedzie dobrze tylko nie daj sie zestresowac :*

      Usuń
  4. O jaka ładna! Szalenie mi się podoba, jest taka dziewczęca :-)
    Co do pani pedagog to życzę dużo cierpliwości w starciu z nią.. przykra sprawa..
    Przecież Twoi chłopcy mają dopiero 5 lat, więc co takiego strasznego mogą stracić, nie będąc kilka razy w szkole.. To jest zerówka, dopiero wkraczają w edukację.. więc podejście powinno być chyba luźniejsze.. a ona robi halo, jakby mieli w maju maturę zdawać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie to też zasługa tego, że szkoła jest bardzo stara, z tradycjami. Jest parcie na dobre wyniki. Mnie wcale nie zależało na szkole z wysokim poziomem, po prostu ta jest najbliżej i w zasadzie w pobliżu nie ma żadnej innej.

      Usuń

Walking Cat