poniedziałek, 27 lipca 2015

Z cyklu "uratuj księżniczkę". Kelly Magic of Pegasus 2005

Przerobiłam kolejną księżniczkę na zwykłą dziewczynkę.
Było tak:

Zdjęcie w pudełku ze strony lilfriends.net:



To Kelly Magic of Pegasus z 2005 r. Najbrzydsza z serii. Dużo różu i połysku, brokatowy makijaż, wściekle różowe pasemka we włosach. I całkiem ładne fiołkowe oczy. 
Brokat usunęłam, różowe cienie musiały zostać, bo musiałabym usunąć również rzęsy... Różowe pasemka zamierzałam również usunąć - ale oznaczałoby to wycięcie połowy włosów. Jednak nie.
Panna okazała się dobrym materiałem do pokazania kurteczki, którą dostałam wraz z którąś z moich Kelly.
Nie jest to oryginalna kurteczka Mattela, nie sądzę też by należała do jakiegoś klona. 
Kurteczka jest uszyta bardzo starannie na maszynie, to prawdziwy majstersztyk. Wykonana z materiału zamszopodobnego, z nitami i frędzlami. 
Oto księżniczka po godzinach, w wersji hippie:


Czytałam o Waszych utarczkach z ochroniarzem w Arkadii. Tak się złożyło, że mnie również trafił się ochroniarz - formalista w wieku emerytalnym, na krakowskim dworcu autobusowym.
Sytuacja absurdalna.
Odprowadzaliśmy połowę naszych gości na autobus. 
Autobus dalekobieżny, przejeżdża przez cztery państwa. 
Miało być 15 minut, a potem spacer do rynku, były trzy godziny czekania, czy autobus w ogóle odjedzie, bo się zepsuł. 
Nie mógł ruszyć. 
Dwudziesty pierwszy wiek, duże miasto, środek Europy.
Kierowca obnażył muskularny tors, wziął dwa małe dywaniki (które jak rozumiem miał na tę okoliczność), duże kombinerki i wlazł pod autobus. Rozpoczęło się monotonne stukanie, które po niecałych trzech godzinach zaowocowało wymontowaniem czegoś (mój mąż twierdzi, że był to fragment układu hamulcowego).
Autobus odjechał... i, o dziwo, dojechał.
Ale wróćmy do momentu, gdy jeszcze stał.
Podczas, gdy pasażerowie autobusu i ich odprowadzający jak sępy krążyli wokoło, ja wypatrzyłam kącik dla moich nudzących się dzieci na terenie dworca autobusowego. Zabrałam ze sobą narzeczoną mojego pasierba i udałam się do owego przybytku, oklejonego etykietami, jakie to miejsce przyjazne najmłodszym.
Wiecie, co mam na myśli? Dywanik, mały stolik i krzesełka, tablica do rysowania, klocki w pojemniku, plastikowe żołnierzyki, książeczki i trochę innego śmiecia.
Z przewagą śmiecia. 
Wszystko to nie myte i nie odkurzane chyba od zeszłego roku, kiedy to miejsce zdobyło owe nagrody i wyróżnienia. 
Ale syn z uporem maniaka usiłował skręcić skomplikowaną konstrukcję z połamanych klocków i niekompletnych plastikowych śrubek.
A córka wypatrzyła jakąś różową nakrętkę od słoika i stoczyła o nią bój z inną trzylatką.
No, nie ma rady, trzeba chwilę posiedzieć.
Siedzimy.
Słuchamy jak starsza pani awanturuje się o zwrot pieniędzy za sprzedany jej bilet na autobus z miejscem, którego w ogóle w rzeczonym autobusie nie było
Reakcja pań w okienkach: najpierw zostają zamknięte kasy, następnie informacja.
Ochroniarz w wieku emerytalnym interweniuje i wyprasza starszą panią.
A potem nie ma już co robić i zauważa nas.
Siedzimy w ogródku, który przeznaczony jest dla dzieci. Nie wolno! Tam są krzesła dla rodziców i opiekunów. Tutaj powinny przebywać wyłącznie dzieci.
Narzeczona mojego pasierba tłumaczy spokojnie, że pilnujemy dzieci, zwłaszcza najmłodszą, żeby czegoś nie wzięła do ust, bo tu strasznie brudno.
"To trzeba dzieci karmić, wtedy nie biorą do ust" - odszczekuje starszy pan.
Pan strzeliwszy ten odkrywczy komentarz odszedł, my też wkrótce zwinęłyśmy żagle, bo miejsce było naprawdę brudne i beznadziejne, lepiej już krążyć przy autobusie. 
Cóż, można by skonkludować, że niektóre firmy powinny poważnie rozważyć sens zatrudniania ochroniarzy z demencją, która skutkuje przerostem formy nad treścią i skutecznie odstrasza klientów/konsumentów/pasażerów.
Ale to byłoby duże uproszczenie.
Bardziej stosowną konkluzją wydają mi się słowa Poety, które zawsze nasuwają mi się w takich okolicznościach: "A to Polska właśnie"... 

13 komentarzy:

  1. tez ja mam ale nawet nie w oryginalynm ubraniu. Pewnie tez ja przerobie choc wloski mi sie wlasnie bardzo podobaja z tymi pasemkami :) Super kurteczka <3

    Co do dworca ... to przez wiele lat jezdzilam przez Krakow z Niemiec i do Niemiec.. jedno co moge powiedziec to MASAKRA!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że masz większość małych Kelly, które ja mam ;-)

      Usuń
  2. Maleńka "była królewna" bardzo mi się podoba w nowej odsłonie! Kurteczka marzenie! Nie wymyśliłabym takiej - super jest!
    Zajście na dworcu nie do pozazdroszczenia...no cóż, są ludzie i ludziska!
    Ps. Najważniejsze, że autobus dojechał :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Podobno bez hamulców na jednym kole można spokojnie jechać, ale jednak świadomość, że siedzi się w autobusie z takim drobnym "defektem" przyjemna nie jest.

      Usuń
  3. bardzo dobrze, że ja odksiężniczyłaś!!! Świetnie wygląda w tej kurtałce
    Współczuję przeżyć z ochroniarzem, ja akurat mam zawsze miłe wspomnienia bo część z nich uczyłam i zawsze sa bardzo mili i pomocni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Nie wiem, jak wyglądają kursy dla ochroniarzy - emerytów, podobno przeważnie są to panowie ze służb mundurowych, ale przypuszczam, że tego pana nie uczyłaś :-)

      Usuń
  4. I bardzo fajnie wygląda taka księżniczka po godzinach:)
    Ochroniarze jak ludzie różni - kiedyś z moją grupą niepełnosprawnych chodziliśmy po galerii czekając na seans w kinie a ochroniarz za nami krok w krok...szkoda gadać. Na szczęście nie wszyscy są tacy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście, choć ochroniarza podążającego krok w krok za nami przerabiałam kilkukrotnie, kiedy wybrałam się do pewnego sklepu sieciowego z trójką małych dzieci... cóż, w wąskich umysłach tych panów stanowiłyśmy potencjalne zagrożenie.

      Usuń
  5. oj, znam ja te zamszopodobne materiały -
    są po prostu świetne - miłe w dotyku, jak
    fajnie się układają, no i te frędzelki!

    a co do niejednego incydentu - to tylko w
    tym kraju, czy może inni nie opowiadają
    o nich tak jak my ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktem jest, że mieszkańcy innych krajów nie opowiadają o podobnych przygodach "u siebie", czy ich nie doświadczają, czy też nie przywiązują do nich wagi - trudno stwierdzić jednoznacznie. Nieodzownym elementem słowiańskiej mentalności jest skłonność do narzekania, ale wierzę, że więcej uprzejmości i życzliwości na co dzień, wprowadzone jako długotrwała terapia, mogłaby tę "chorobę" uleczyć, albo przynajmniej doprowadzić do trwałej remisji...

      Usuń
  6. Powiem szczerze, że z rozwianymi włoskami dziewczę bardzo mi się podoba, anwet te pasemka mi nie przeszkadzają. A kurteczka przeboska jest i faktycznie wygląda na super odszytą :)

    OdpowiedzUsuń

Walking Cat