poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Kelly Bathtime Fun 1995

Jedna z pierwszych Kelly, wypuszczona na rynek w 1995 wersji "białej" i AA.
Laleczka praktycznie identyczna jak pierwsza Kelly z 1994, różni ją ubranko - były dwa rodzaje szlafroczków: z żółtą i różową lamówką. Ma dodatkowo dźwignię na plecach, umożliwiająca machanie rączkami (taplanie się w wodzie). 
Laleczka dostała mi się w naprawdę świetnym stanie, biorąc pod uwagę, że ma 19 lat - zachowała lśniące włosy i ubranko w idealnym stanie. Niestety, jest bez akcesoriów, więc uszczęśliwiłam ja niewiadomego pochodzenia kaczuszką i wanienką.




Zdjęcie kompletnego zestawu z e-bay:

Mam słabość do tych pierwszych Kelly, z otwartymi buziami do włożenia smoczka i z nieodłączną butelką w zestawie, co wskazuje na to, że mają najwyżej 2 lata. Późniejsze Kelly to już 3-4 latki, a oceniając po akcesoriach i zajęciach, których się imają - może nawet 5-6 latki.
W obecnej ofercie firmy Mattel brakuje mi maluchów i myślę, że podobne odczucia ma niejedna mała dziewczynka.
Nie wiem, dlaczego polityka firmy Mattel nie tylko nie przewiduje macierzyństwa u Barbie (nawet najmniejsze dzieci Mattela - niemowlaki Krissy - to zawsze były "siostry"), ale obecnie całkowicie odchodzi od produkcji lalek - dzieci (najmłodsza jest Chelsea, która pomimo, że 6-7 letnia ma twarz nastolatki) na rzecz...hmm... piesków?
Nie będę tutaj pisać o słynnym i szeroko obśmianym zestawie "Barbie i basen pływających szczeniaczków"
Pominę też wymownym milczeniem "Barbie i plac zabaw dla piesków".
Pod nóż wezmę inny zestaw Barbie - "Barbie na spacerze z pieskami"
I nie chodziło o nowszy zestaw Barbie na wrotkach z psem. 
Spacer z pieskami fajna sprawa (pod warunkiem, że nie pada deszcz, ale to już subiektywna ocena kociary), ale pod tą sympatyczną nazwą kryła się lalka Barbie, pies i wózek ze szczeniakiem. Tak, nowoczesna Barbie wozi swojego młodszego pieska w wózku do złudzenia przypominającym dziecięcą spacerówkę.
Pewnie nie zwróciłabym większej uwagi na ten zestaw, gdyby nie moja koleżanka i jej opowieść o 6-letniej córce, która zapragnęła tego zestawu z dziecięcą żarliwością. I na nic zdało się tłumaczenie mojej koleżanki, że wożenie pieska w wózku to obciach, bo wózki są dla dzieci, a szczeniaki potrafią samodzielnie chodzić.
Dobra, pomyślicie sobie, matka wielodzietna (tak, tak, ja jestem wielodzietna, o czym przekonałam się zapisując moich synów do zerówki - z uwagi na fakt, że posiadają młodszą siostrę - zwiększyła się moja szansa na miejsce w zerówce zlokalizowanej 10 minut drogi od domu - więc teraz nienawidźcie mnie wszyscy Ci, którzy musicie zawozić swoje dzieci do szkoły na drugi koniec miasta... hmm... swoją drogą w moim mniemaniu wielodzietność to pięć, sześć, siedem... cóż, czasy się zmieniają, może niedługo dwoje dzieci to już będzie wielodzietność? ), pewnie ortodoksyjna katoliczka, sztywna jak kij od miotły, wszystkich chciałaby uszczęśliwiać na siłę stadkiem potomstwa.
Nie, nic z tych rzeczy. Uważam się za osobę tolerancyjną i możesz sobie nie mieć dzieci z wyboru, robić karierę, albo nie robić nic, żyć z dziewczyną, albo z trzema facetami, przekłuć i wytatuować wszystkie dostępne części ciała. Spoko.
Mnie naprawdę nie chodzi o to, że Barbie ma być za wszelką cenę wielodzietna i wyglądać tak:

Chodzi mi o coś zupełnie innego. A mianowicie o przypisywanie roli, do której człowiek lub zwierzak nie są predysponowane. Tak samo jak nie należy robić z własnego dziecka swojego najlepszego przyjaciela albo substytutu partnera życiowego, a z partnera dziecka, tak samo psa trzeba traktować po psiemu - bo pies to towarzysz i przyjaciel, taką rolę sam sobie wybrał i wszystko inne jest wbrew naturze. Psiej. 
Ludzkiej też.
Przypomniała mi się koleżanka mojej matki i jedyna wizyta w jej domu wiele lat temu. Miałam może 7 lat. Pani ta miała malutkiego pieska, nie pamiętam rasy, zresztą piesek nie utkwił mi w pamięci - zapamiętałam kącik dla tego pieska, do złudzenia przypominający pokój dziecięcy - łóżeczko z baldachimem i śliczną pościelą, grzechotki, maskotki, miseczki z misiami. Wszystko śliczne, prawdopodobnie zagraniczne lub ręcznie wykonane. Pokoik wzbudził moją żądzę posiadania, bo jakże moje lalki by się z tego wszystkiego ucieszyły.... Po latach matka wyjaśniła mi, że pani ta była bezdzietna wskutek jakiejś przebytej choroby i w ten sposób rekompensowała sobie brak możliwości posiadania potomstwa. Nie, nie "w ten sposób". Kosztem tego psa.
A teraz puenta mojej historii z koleżanką i jej córką. Dziewczynka stwierdziła z głębokim przekonaniem, że nie, ona nie będzie w wózku wozić dzieci, ona będzie wozić pieska. A dlaczego? Bo "od dzieci traci się figurę".
Dziękujemy Ci, firmo Mattel, za popieranie przyrostu naturalnego... piesków ;-)

13 komentarzy:

  1. O ktoś wreszcie się odważył napisać, że pies to zwierzę, a nie członek rodziny, nie dziecko.
    Niestety amerykański model rodziny to nie 2+1, to nie 2+2, to 2 + piesek. Podczas rozwodu całe rozprawy toczą się o opiekę nad pieskiem. W końcu pies jest o wiele wygodniejszy niż dziecko.
    A z drugiej strony, czasem mam wątpliwość czy to nie jest znęcanie się nad zwierzętami. Te kąpiele w pachnących płynach, zabiegi u fryzjera, zakładanie ubranek, bucików i częstowanie słodyczami. O wożeniu w wózku nie wspomnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słabo znam realia amerykańskie, ale dziwię się, że firma Mattel propaguje taki styl życia, bo pachnie to przysłowiowym "strzałem w kolano". Jeżeli dzisiejsze małe dziewczynki w przyszłości wybiorą pieska zamiast macierzyństwa - kto będzie kupował lalki Barbie? Tylko kolekcjonerzy? A może Mattel wypuści modele dla psów - odporne na gryzienie i tarmoszenie?

      Usuń
  2. pies nie jest dzieckiem - ale członkiem rodziny jak najbardziej może być a często i bywa...
    myślę, że jeśli do zabawek podejdzie się zabawowo, z fantazją i wyobraźnią - to i psiak
    w wózku małej istotki nie razi - ja szczerze zazdrościłam dziewczynce z podwórka mego
    brata - gdy woziła w wózeczku kotka - bo ja a ni pojazdu, ani lali ani zwierzaka nie miałam
    bardzo długo ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kot to zwierzę, które dba o swój komfort i jeżeli coś mu nie pasuje - nie robi tego. O kota w wózku bym się nie martwiła, widocznie pasuje mu tam siedzieć. Natomiast pies jest stworzeniem przede wszystkim posłusznym i może godzi się na ten wózek wbrew sobie, bo jego pani tak chce?

      Usuń
    2. oj, baaardzo kiciulkowi to wożenie pasowało - nie mam co do tego żadnej wątpliwości :)))

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się ten post ;) też jestem zdania, że z tą miłością do zwierząt nie ma co przesadzać. To znaczy, jasne powinno się je kochać i traktować z miłością, skoro zdecydowaliśmy się je przygarnąć.. ale wszystko ma jakieś swoje granicę. Poza tym taka ,, przesadna'' adoracja to już nieraz podchodzi pod męczenie zwierząt.. bo przecież taki piesio, musi sobie wszystko obwąchać i chętnie by sobie pohasał na smyczy, najlepiej w towarzystwie innych piesków, a gdy go zamkniemy w wózku, to jaka to dla niego radość ze spaceru.. A lalunia piękna, uwielbiam tą buźkę u małych Kelly :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i siuśnąć sobie nie może na drzewko, zastanawiam się jak taka pańcia z pieskiem w wózeczku "ten" problem rozwiązuje - zakłada pieskowi pampersa? ;-)

      Usuń
  4. Genialny zestaw z wanienką (kaczucha wymiata) - nie pogardziłaby moja Tyśka takim do swojej łazienki:)
    Co do piesków , no cóż ludzie czasem w skrajności popadają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia skąd mam tą kaczuchę, za ładna (chyba) na simbową. A Tyśkę dopiero poznaję, jak również Twój blog. Pozdrawiam serdecznie :-)

      Usuń
  5. Całkowicie popieram !!! Mam trzech synów i odkąd pamiętam w moim domu były psy . Uczłowieczając zwierzę robi mu się krzywdę , ono nie tego od nas oczekuje . Pomysł wypuszczenia na rynek Barbie
    z pieskiem w wózku uważam za dość dziwny....
    Bardzo rozczulają mnie takie małe laleczki a przerażenie ogarnia na myśl, że miałabym coś dla nich uszyć. Uszyłam co prawda , ale nie chcę tego powtarzać :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też rzadko szyję, coś tam wydziergałam na szydełku, zwykle szukam maluchów w ładnych, oryginalnych ubrankach. Uszyć cokolwiek to masakra, szwy kilkumilimetrowe, podłożyć coś, przewinąć na drugą stronę - brrr. Z sukieneczką szytą ręcznie walczę od trzech miesięcy, może skończę przed zimą (sama przed sobą tłumaczę się brakiem czasu ;-)

      Usuń

Walking Cat