piątek, 14 listopada 2014

Shelly Pony Riding 1998

Dzisiejsza laleczka w tej konfiguracji wydana była tylko na rynek europejski. Występowała w dwóch wersjach kolorystycznych (tym razem mam na myśli ubranko) i z papierowym koniem (fuj). Amerykańska edycja Kelly zaopatrzona była w plastikowe zwierzę, ale ja wybrałam wersję ekonomiczną i dlatego przedstawiam Shelly z 1998 r.
Zresztą, po co mi koń?
Moja panna posiada rzep na pupie, na wypadek, gdyby jakiegoś wierzchowca znalazła i zechciała dosiąść. Rozumiem, że koń musi mieć rzep w siodle. Hmm, lepsze to niż sztyft, na który można nadziać mattelowskie niemowlę Krissy, żeby ululać je w łóżeczku (vide mój lipcowy post o Kelly AA new baby sister of Barbie):




(zdjęcie w pudełku ze strony lilfriends.net)

Lubicie konie? Bo ja nie bardzo. Kiedy miałam 5 lat , moja mama i ojczym chcieli zafundować mi przejażdżkę kucem. Zwierzęta chodziły na uwięzi pod Wielką Krokwią w Zakopanem. Podobno bardzo chciałam. A kiedy już doszło do wsadzania mnie na grzbiet, zrobiłam niemałą scenę i w końcu do przejażdżki nie doszło. Sytuację znam z opowiadań, więc jakaś wielka trauma mi nie pozostała. Co więcej, w młodych latach, miłość do koni i konne przejażdżki wydawały mi się bardzo eleganckie. Na początku studiów poznałam chłopaka - zapalonego jeźdźca. Oczywiście, jego pasja szalenie mi imponowała. Dopóki nie zabrał mnie do stadniny. Bezpośredni kontakt z koniem uświadomił mi, że to nie moja bajka. Nie ten zapach. Nie ten gabaryt. W ogóle nie, dziękuję, to ja już wracam do domu pogłaskać mojego kota.
W ramach zaspokajania niespełnionej ambicji, zaadoptowałam małego jeźdźca Shelly. Sprawdziłam w słowniku, że występuje żeńska forma od słowa "jeździec", ale wygląda i brzmi tak paskudnie, że pozostanę przy męskiej. Język polski nie przestaje mnie zadziwiać. 

6 komentarzy:

  1. Też sprawdziłam w słowniku. Z ciekawości. No fakt, dość ciekawie. Za to Twoja Shelly, która kocha jazdę konną, jest tak fajnie odziana i ma świetne butki! Śliczności!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham konie, ale teraz trochę na dystans. Jako dziecko i nastolatka jeździłam na oklep i uwielbiałam powozić. Z końmi byłam oswojona, bo wujek miał je zawsze, jak to w gospodarstwie. Nasz Łysy pozwalał mi się plątać po swoimi nogami i bardzo na mnie uważał. Teraz już bym na konia nie wsiadła, ale lubię zaglądać do stajni w pobliskim stadzie ogierów i podziwiać konie na zawodach. Zapach mi zupełnie nie przeszkadza. Twoja amazonka jest śliczna, tak się mówi przynajmniej w sporcie na kobietę jeźdźca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Stroje jeździeckie są niesamowicie eleganckie i twarzowe :) piękny maluszek!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pieknie sie prezentuje ta mala amazonka!!! Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jak rzep do... tak koń do rzepa ;D

    OdpowiedzUsuń

Walking Cat