niedziela, 9 listopada 2014

Keeya Babysitter 2002 i najmniejsza laleczka w mojej kolekcji.





Zdjęcia powyżej przedstawiają Keeyę Babysitter z 2002 r. z serii Playtime. Ale to nie ona będzie główną bohaterką dzisiejszego wpisu, tym razem laleczka Kelly stanowi tło. A główny bohater to ten oto maluch płci męskiej. Zaledwie 3-centymetrowy:



Laleczka nosi ślady czasu, męskość też ma taką jakąś... nadgryzioną. Nie pamiętam, skąd ją mam - znalazłam, dostałam? Pamiętam jednak, że w wieku lat 6 chciałam ją połknąć, żeby "mieć dzidziusia w brzuchu". Dość wcześnie, jak na "tamte czasy" zostałam uświadomiona skąd biorą się dzieci, a to za sprawą mojej pani w zerówce, która była w zaawansowanej ciąży. Nie sposób było nie dostrzec jej wielkiego brzucha i nie dopytać dlaczego. Pani pytania kwitowała tajemniczym uśmiechem, ale moja matka przystąpiła do wyjaśnień w sposób konkretny i rzeczowy. 
Eureka! Ja też tak chce! Połknę lalkę, urośnie i będę miała wreszcie młodszego braciszka.
Cóż, nie udało się.
Lalka została, nie zgubiła się, odbyła ze mną kilkanaście przeprowadzek. Nie ma żadnych sygnatur i nic o niej nie wiem, jest jednak bardzo ładnie wykonana, z uwzględnieniem anatomicznych szczegółów.
Wracając do mattelowskiej Keeyi - dziś już małe dzieci nie opiekują się jeszcze mniejszymi dziećmi, co kiedyś było powszechną praktyką. Keeya pełni rolę opiekunki wyłącznie dla swojej lalki. Łóżeczko lalki przydało się mojemu maleństwu. A Keeya chętnie utuliła je w ramionach, pomimo, że różni je karnacja i dzieli ponad 20 lat:

Rzadko ostatnio komentuję Wasze blogi i nie odpowiadam na Wasze komentarze. A to za sprawą mojego humorzastego komputera, którego włączenie wymaga kilkunastu prób, a potem najdrobniejsze drganie (dosłownie - wystarczy, że dziecko położy coś na stole, na którym laptop leży) powoduje wyłączenie. A włączenie to znów wyżej wymienione próby bez końca. 
Na tyle, na ile problem ogarnia mój mózg farbowanej blondynki - coś nie kontaktuje. 
R. wyjechał na kilka dni w odwiedziny do swojego dorosłego syna, jak wróci zaprzęgę go do rozkręcania złomu. Po takim "spa" mój komputer działa bez problemu jakieś 2-3 tygodnie. Z drugiej strony - może nie należy wymagać od mojego męża cudu, bo to nie jego dziedzina i należałoby wreszcie oddać grata do serwisu. Ale jak sobie pomyślę, ile mnie ta przyjemność będzie kosztować i ile za to mogłabym kupić lalek - to mi się odechciewa... 

5 komentarzy:

  1. Cóż lalki lalkami, ale czasem trzeba zainwestować w komputer. Nie są już takie drogie i korzystając z promocji i sprzedaży ratalnej można sobie nowego laptopika zafundować. A swoją drogą pomysł z połknięciem lalki bardzo oryginalny. Dobrze jednak, że nie doszedł do skutku. Fajnie , że udało się chłopaczka zachować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obie lalunie są przeurocze :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej jakie maleńkości cudne! To wspaniale, że jest z Tobą od dziecka. Tym bardziej jestem pod wrażeniem, że udało Ci się ją zachować przy tylu przeprowadzkach- toż to takie tycie... :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeliczanie wszystkiego na lalki coś mi przypomina...ha, ha. Jeśli da się podreperować laptopa to się to robi odsuwając kupno nowego. Oby jak najdłużej, z drugiej strony niesprawnie działający, humorzasty sprzęt potrafi zirytować!
    Laleczek mnie zadziwił a raczej jego wielkość i szczegóły anatomiczne. Pomysł z jego połknięciem - bezcenny!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wcale się nie dziwię, że teraz dzieci nie opiekuja sie młodszym rodzeństwem, bo zazwyczaj współczesne rodziny mają po jednym dziecku, względnie dwójce.Wcale mnie to nie dziwi, biorac pod uwagę to jak wygląda opieka medyczna w czasie ciązy i porodu. Mnie jakoś nigdy i w żadnej formie (ani lalkowej, ani ludzkiej) noworodki nie rajcowały i nadal nie rajcuja, o czym sama się systematycznie przekonuję, bo mam własnego i czekam na magiczne 3 lata, gdy zacznie być autorem satyr w krótkich majteczkach =)
    Ten maluch fajny! no i bardzo sentymentalny.
    Szkoda, że u Was usługi serwisowe komputera są aż tak drogie, ja zawsze płacę grosze za serwis a mój sprzęt jest "wery wintydż". =)

    OdpowiedzUsuń

Walking Cat