Laleczki pierwotnie trafiły do mojej córki, bo nie jestem szczególną miłośniczką simbowych dzieci. Myślałam, że stadko maleńkich bobasów wzbudzi jej zachwyt. Nic podobnego. Przeleżały nietknięte na półce przeszło rok, a kiedy ostatnio zapytałam, czemu się nimi nie bawi dostałam konkretną odpowiedź "nie ma włosów".
Moja córka nawet mnie współczuje "braku włosów" (od roku ścinam się na krótko). Swoją drogą, może powinna to być cenna wskazówka dla wszystkich producentów lalek z wmoldowanymi włosami. Lalka, która nie ma włosów do czesania nie jest ciekawą lalką. Tak prawdopodobnie myśli niejedna dziewczynka.
Zaadoptowałam, a przynajmniej podarowałam pięć minut na blogu tym zaniedbywanym sierotkom.
Simbowa Stefka nie miała kompleksów związanych z byciem młodocianą matką, było wiele zestawów z dzieckiem, z bliźniakami, a także Evi z młodszą siostrą. Zidentyfikowanie, z którego pochodzą te bobasy niestety nie jest możliwe (na pewno nie z jednego ;-), żadne z nich nie miało na sobie oryginalnego ubranka.
Maluchy różnią się nieznacznie karnacją i kolorem oczu. Ich siedmio-centymentowe ciałka toną w większości lalkowych ubranek, które posiadam.
To tyle od Simby, przymierzam się do napisania postu o najmłodszych laleczkach Mattela, których uzbierało mi się stadko. Planuję scenki ze żłobka, mam trochę akcesoriów i mebelków dla tych szkrabów.
Niestety, niewiele u mnie ostatnio czasu na lalkowanie, żadnych nowych lalek.
Taki czas w życiu, inne priorytety, nie takie, jakie chciałoby się mieć, raczej takie, które wymuszają okoliczności. Ale pewne sprawy mają szansę wyjaśnić się do końca czerwca (mam nadzieję), więc może wakacje upłyną w bardziej beztroskiej i lalkowej atmosferze.
Bardzo ladna gromadka :) Czemu nie wszyjesz im wloczkowych wlosow??? Moglabys dziecku sprawic przyjemnosc :)
OdpowiedzUsuńA właśnie nie chcę wszywać, takie łysolki mają swój urok, przecież wiele dzieci tak wygląda w początkowym okresie życia. Dziecku sprawiam przyjemność w inny sposób, ostatnio w ramach porządkowania zbioru dostała kilka moich Chelsea.
UsuńBobasy są fajniutkie i takie "docenione" przez Ciebie! To dobrze, bo smutno by im było siedzieć na półce kolejny rok...
OdpowiedzUsuńPrzyda im się trochę zainteresowania, pewnie z czasem dorobią się również innych ubranek, bo na razie mamy prowizorkę - mniejsze ubranka od Kelly w roli sukienek.
Usuńczyli wakacje z Ciocią Gabi
OdpowiedzUsuńbędą miały wszystkie znajdki :)))
Wszystkie znajdki i wszystkie bardziej lub mniej świadome zakupy... ach, żeby tylko te wakacje już się zaczęły :-)
UsuńTwoja córka to całkiem mądra dziewczynka, no bo jak się bawić czymś co nie ma włosów, no jak?
OdpowiedzUsuńMoje laki z dzieciństwa, jakie pamiętam, to były - świeżo urwane kolby kuku-
rydzy i nie ważne, że nie miały rąk, ani nóg ale miały włosy! i t to jakie?
dłuższe, krótsze, blond albo rudawe - ale zawsze można było je porządnie poczesać!!! I to była bardzo ważna sprawa :)))
Pamiętam, że też wzgardzałam lalkami bez włosów, może to geny? Zaintrygowałaś mnie tą kukurydzą, nigdy nie zastanawiałam się nad takim zastosowaniem, muszę kiedyś podsunąć dziecku do czesania :-)
UsuńFajne maluszki. Mam też kilka. Wolę je od tych większych typu Evi, bo nie są takie toporne. Oby do wakacji!:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, są malutkie, delikatne i rozczulające. Oby :-)
UsuńTakie drobinki słodzinki :)
OdpowiedzUsuńMożna nosić po kieszeniach :-)
UsuńMam jednego takiego ananaska małego! Nazwałam go Jacuś ^_^ Te maluchy są słodkie :-)
OdpowiedzUsuńO, tak. U mnie to dziewczynki, bo męskiego odzienia w tym rozmiarze póki co nie posiadam.
UsuńTeż mam takiego jednego:)) - wozi się w małym wózeczku:))
OdpowiedzUsuńWózeczek to podstawa :-) Nie można oczekiwać od takiego szkraba, że będzie się samodzielnie przemieszczał.
Usuńa własnie- nie wien czemu sie poprzedni komentaż nie pokazał... ale pewnie komp mi nieco szleje...
OdpowiedzUsuńw każdym razie noże by tyh dzieciaczków owłosic jakąś wełną z lamy albo czegoś takiego
Mam słabość do łysych niemowląt - synowie tak mieli prawie do 1,5 roku - nawet trochę zaczynałam się martwić ;-)
Usuń