Wygląda na to, że mój mąż znalazł mieszkanie do wynajęcia od 1 stycznia.
Szaleństwo?
Święta na walizkach?
No tak.
Normalny człowiek szukałby porozumienia.
Normalny mąż powiedziałby żonie "To twój znajomy, to się dogadaj, ja jeszcze przed narodzinami bliźniaków sugerowałem wyprowadzkę, ty trzymałaś się tego mieszkania jak rzep psiego ogona".
Cóż, mam nienormalnego męża, skłonnego do folgowania moim zachciankom i dopieszczania urażonego ego.
Bo ja chce się wyprowadzić. Nie chce mieszkać w miejscu, w którym jestem niemile widziana. Nie będzie mi B.(aran) łaski robił. Nie będzie mi wyciągał, jaką to niesamowitą czynił mi przysługę przez te lata.
Kiedy zaczynamy być wdzięczni za coś, co powinno być normą (czyli w tym wypadku możliwość kilkuletniego "spokojnego" zamieszkiwania), to tym samym coś nienormalnego awansujemy do roli normy.
No i tak to wygląda. Jedyne, co jest pewne w życiu to zmiana :-)
Część lalek Kelly, produkowanych wyłącznie na zagraniczny rynek (europejski, indyjski, filipiński) to prawdziwe perełki. Inne nie tylko nie powalają urodą, ale wydają się mniej starannie wykonane, a niektóre ubranka... no, cóż, wyglądają jak zdjęte z tanich klonów.
Lalki stanowią oczywiście rzadkość, ale z racji ich kontrowersyjnej urody, niekoniecznie są poszukiwane przez zbieraczy.
Dziś prezentuję Kelly wydaną na rynek indyjski w roku 2000:
Serie tych laleczek wyszły na rynek w 1997 i 2000 r.
Na próżno szukać w niej egzotycznej urody dziewczynek, które prezentowałam w lutym tego roku(Kelly in India 2008).
Moja laleczka ma ciemniejszą oprawę oczu i ciemniejsze usta niż inne Kelly. Gdyby dodać do tego ciemne włosy, mogłoby to wyglądać całkiem fajnie, tymczasem jest tlenioną blondynką o włosach niemal białych.
Twarz ma inny odcień niż ciałko - oczywiście, może to starzenie się, mogło też zdarzyć się, że ktoś ciałko wymienił, ale moja panna była zapudełkowana. Ubranko też nie powala jakością wykonania.
A jednak w jej niedoskonałości jest coś rozczulającego.
Poniżej dla porównania inne lalki wydane tylko i wyłącznie na rynek indyjski (zdjęcia ze strony lilfriends.net):
Tak patrzac na te buzki to wszystkie sa sliczne :) Czasami przeprowadzka dobrze robi a ze akurat swieta to trudno jakos napewno to ogarniesz <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Oby tylko nie chwycił siarczysty mróz, to da się przeżyć :-)
UsuńTo jakaś seria kołnierzykowa ? :)))
OdpowiedzUsuńCiesz się, że masz przeprowadzkę po Świętach!
Mój mąż z przeprowadzką załatwił mnie tuż dzień przed samą Wigilią (a nie było takiej konieczności)
spokojnie można było to zrobić po, ale nie chłopy myślą tylko j..... ;-)
Dasz radę :D
Pozdrawiam :)
Kołnierzyk bardzo pożyteczna rzecz, żeby ukryć krzywe wykrojenie przy szyi ;-) Oni nie myślą j... oni podobno myślą wielkoformatowo i czymże jest w tej skali jedna zmarnowana Wigilia? ;-) Dziękuję bardzo i pozdrawiam bardzo serdecznie :-)
UsuńNa twoim miejscu też bym się źle czuła w takiej sytuacji. Mąż tym bardziej wspaniały! Trzymam mocno kciuki żeby sie wszystko udało po waszej myśli a przeprowadzka nie była ciężka!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :-)
UsuńChyba zrobiłabym tak jak Ty. Źle bym się tam czuła...
OdpowiedzUsuńMąż doskonały, który spełnia życzenia Żony i przymyka oko na jej lalkowe zachcianki :)))
Życzę udanej, szybkiej przeprowadzki :-)
Dziękuję i pozdrawiam cieplutko :-)
UsuńUrocze są te maluchy. Ja sama niedawno straciłam kompletnie głowę dla Kelly
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że z tą przeprowadzką wszystko pójdzie dobrze. Trzymam za Ciebie kciuki.
Oj, niełatwo jest potem głowę odzyskać, to bardzo przewlekła choroba ;-) Dziękuję :-)
UsuńJa nigdy nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. Natychmiast "zabieram swoje zabawki i szukam innej piaskownicy". Dobra decyzja. Nabierzesz też wprawy przy pakowaniu...
OdpowiedzUsuńNajgorsi są ci, którzy sr... pieniędzmi. I zawsze najbiedniejsi ;-)
Baranowi niech się strop na łeb zawali, albo niech mu ość w gardle stanie!
Co do Kelly innorynkowych, to tak samo wygląda sprawa dorosłych Barbie. Niektóre wprost przypominają klony, zwłaszcza te indyjskie i meksykańskie. Ale racja, coś w tym rozczula. I zawsze myślę etnograficznie - toż to folklor!
Ha, ha. Wprawy to ja nabierałam kilkanaście lat temu, wtedy przeprowadzałam się średnio raz na półtora roku Tyle, że rzeczy było wtedy dziesięciokrotnie mniej. A jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia, zmiana adresu w paru instytucjach, z którymi mam do czynienia, brrr. No cóż, odgruzowywanie polega na odrzucaniu kamyczka po kamyczku, tylko wtedy jest szansa coś spod tego gruzu uratować :-) Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie :-)
Usuń