Przez wieki ludzie wierzyli, że koty posiadają moc. Najpierw była to moc boska. Potem diabelska.
Nie dla ozdoby koty towarzyszyły czarownicom i nierzadko płonęły na stosach.
Nie jestem przesądna. Nie zawracam z drogi, gdy spotkam czarnego kota (swoją drogą w mieście to już chyba niemożliwe). Mam kota i nie boję się nocą wstawać do kibelka, że natknę się na jego świecące w ciemnościach oczy. Co więcej, śpi z nami w łóżku i nie przebił mi jak dotąd tętnicy szyjnej, choć zdarza mu się skakać po mnie, kiedy żarcie w misce się skończy o 3 nad ranem...
Ale nabieram nieprzyjemnego wrażenia, że bohaterka poprzedniego postu, lalkokot Nano Freya przynosi mi pecha.
Biorę kota do ręki i łup, muszą na mnie spłynąć jakieś złe wieści. Tam było z diagnozą córki. Tym razem rzecz dotyczy właściciela mieszkania, w którym mieszkamy i mieliśmy zamiar pomieszkać jeszcze pół roku, do czasu przeprowadzki do nowego lokum. Dla uproszczenia w dalszej treści postu nazywać go będę B. (to skrót od nazwiska, nie od słowa "baran")
Znam B. lat naście, stosunki niemal przyjacielskie, upominki dla dzieci itd.
W moim mieście, jak i w wielu innych, panuje moda na przerabianie mieszkań na apartamenty wynajmowane przyjezdnym turystom, obcokrajowcom czy biznesmenom w trybie hotelowym. Przykładowo: "Jednopokojowy apartament z aneksem kuchennym". Za moich czasów zwano toto kawalerką lub garsonierą. Ale dziś "apartament" i cena za nocleg z dwoma zerami.
Mój znajomy B. też się załapał. Oczywiście, firma zajmująca się pośredniczeniem w tych usługach płaci właścicielowi czynsz znacznie wyższy niż byłby w stanie zapłacić zwykły śmiertelnik.
O naszej sytuacji rozmawiałam z B. kilkukrotnie.
Że nasze nowe mieszkanie będzie gotowe na przełomie kwietnia/czerwca. Że nie ma sensu zmieniać dzieciom szkoły, a dowozić przez pół miasta tym bardziej. Że wczesną wiosną czeka mnie operacja przepukliny i jakoś trudno będzie pogodzić przeprowadzkę z rekonwalescencją.
Trzykrotnie się zgodził na termin do końca czerwca przyszłego roku.
Ustnie. Nie wzięłam tego na piśmie. Moje niedopatrzenie. Ale skoro znam człowieka kilkanaście lat, to wierzę temu, co słyszę.
Rozmawialiśmy dwa tygodnie temu, że może bym jednak wyprowadziła się wcześniej, bo ten jego klient się niecierpliwi, bo chciałby już od stycznia, a on przecież nie może stracić TAKIEGO zysku. Mówię ok, postaram się, ale to naprawdę nie zależy ode mnie, jak mieszkanie będzie gotowe wcześniej, to się wyprowadzamy.
Znów, o naiwności, myślałam, że się rozumiemy.
B. zadzwonił trzy dni temu. Podał ostateczny termin: koniec kwietnia i na dodatek zaśpiewał nam 30% procentową podwyżkę na najbliższe miesiące jako rekompensatę swoich "strat".
Awantura przez telefon, potem jeszcze wymiana złośliwych maili.
Mąż ma dość słuchania o tym trzeci dzień, więc piszę posta w celach terapeutycznych. Faceci mają łatwiej - szukają rozwiązania, nie analizują doznanej krzywdy. W ciągu trzech dni ustalił, że kolega z pracy ma znajomą pośredniczkę nieruchomości, która w razie potrzeby znajdzie jakieś lokum na pół roku, od kogo może pożyczyć pieniądze i spuentował sytuację oświadczeniem, że możemy się wyprowadzać nawet za miesiąc. Ja wciąż pławię się w poczuciu pokrzywdzenia.
I nie po raz pierwszy przekonuję się, że gdy już wkurzenie osiąga poziom dymu idącego z uszu, zajęcie się lalkami pomaga.
Przekornie przedstawiam dziś dwa czarne koty. Pechowe. Tommy & Kelly Batman i Catwoman z 2008 roku. Edycja kolekcjonerska. O Catwoman już pisałam, tutaj.
Na czym polega ich pech? Ano na tym, że szanowny Mattel poskąpił im włosów. O ile w przypadku chłopca miałam pewne podejrzenia od początku, o tyle zdejmując dziewczynce masko-czapkę kota, zaklęłam siarczyście. Catwoman została obdarowana włosami tylko do połowy czaszki, na czubku świeci pomalowana na czarno łysina.
Uważny obserwator i znawca tematu zauważy, że kocie uszy Batmana są nieco krótsze niż u oryginału. Batmana spotkał pech podwójny, bo moja córka dopadła i nadgryzła jego nakrycie głowy. Dlatego pisząc post o Catwoman przeszło rok temu, przedstawiłam tylko dziewczynkę. Batman długo czekał na nowe nakrycie głowy:
I jeszcze zdjęcie zestawu ze strony lilfriends.net:
Kruszą serca swoim niekwestionowanym urokiem. Mają niecałe 11 cm. Mogą być zajączkiem, kotkiem, księżniczką lub po prostu małą dziewczynką. Mattelowskie małe siostry Barbie, których produkcja ustała w 2009 roku. To o nich jest ten blog. Jestem ich zbieraczką, a także matką, żoną, kobietą z "dziestką" na karku... która wciąż szuka i próbuje pokochać małą dziewczynkę w sobie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ale swietne te maluchy <3 <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
UsuńKapitalna parka :) A B. się nie przejmuj bo szkoda tracić energie na ćwoka, jak wiadomo takie byty też są :( ale ja głęboko wierzę, że jego złe zachowanie jeszcze mu się czkawką odbije. Jak wiadomo wszystko co robimy innym wraca do nasz procentem zarówno dobro jak i zło ..... to tylko kwestia czasu jak los wystawi mu rachunek a jak sądzę nie będzie mały. Uszy do góry i budujemy w sobie optymizm bo wszak szklanka jest zawsze w połowie pełna :)
OdpowiedzUsuńMówisz jak moja babcia :-) A ja mogę tylko potwierdzić, bo święta nie jestem, różne rzeczy w życiu robiłam i większość faktycznie w takiej lub innej formie wracała. Ale zawsze byłam przeczulona na punkcie dotrzymywania zobowiązań, to też zasługa mojej babci, która uczyła, żeby nie obiecywać na wyrost, a kiedy już się obieca - za wszelką cenę obietnicy dotrzymać. Potwornie mnie wkurzają ludzie, którzy robią z gęby cholewę, a potem jeszcze uważają, że nic takiego się nie stało. Chociaż jakieś przepraszam by wydukał, ale po co? Ową szklankę chętnie rozbiłabym na głowie takiego delikwenta :-)
Usuńto przykre, jak wizja zysku choćby i potencjalnego -
OdpowiedzUsuńma druzgocącą moc unieważniania cennych relacji...
A cała afera w zasadzie o dwa miesiące owego zysku, kwotę, za którą można nabyć odpicowaną Esme od Tonnera (choć on akurat lalek nie zbiera, więc to go nie usprawiedliwia ;-) . Dla nas przeprowadzka gdzieś na te dwa miesiące to koszty o wiele większe, a do tego masa niepotrzebnego zamieszania i kłopotów.
Usuńrozumiem i współczuję...
Usuńczarne koty urocze - panienka ma śliczną twarz -
OdpowiedzUsuńale szkoda, że włosów M. poskąpił, szkoda...
zamieniłaś maski, ale na długość uszu niestety
to nie pomogło ;P
M. zrobił świństwo potworne :-( Skoro są koty zwisłouche, może mogą być też krótkouche? ;-)
UsuńFajne z nich zwierzaki, ale łysieniem mnie zaskoczyły. Przykra sytuacja z tym gościem, szkoda że kasa ważniejsza od człowieka. Trzymaj się, będzie dobrze, to nie twoja wina!
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Moja w tym, że straciłam panowanie nad sobą, bo teraz to już ciężko będzie o porozumienie. Ale dobrze będzie z pewnością, jakieś wyjście z sytuacji się znajdzie, z udziałem gościa lub bez.
UsuńNa pewno znajdziecie korzystne rozwiązanie, tylko się nie dołuj! Fakt, niefajnie się B. zachował, ale życie nieraz przynosi pozytywne wyjścia z sytuacji i wierzę, że tak będzie u Was! Na przekór pechowi i kotkom, bądź co bądź - ogromnie sympatycznym :)))
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Pierwsze wkurzenie już nieco przygasło, i staram się myśleć konstruktywnie.
Usuń... niestety tak to właśnie z ludźmi jest.... i koty nie mają z tym NIC wspólnego ... Przejdź nad tym do porządku dziennego , to najlepszy sposób .Może w nowym, wynajętym mieszkaniu czeka na Was coś bardzo miłego ??
OdpowiedzUsuńPrezentowana parka jest obłędna !! Jaki mają makijaż !!!
W zasadzie wiem, że z ludźmi tak jest, ale wciąż mam nadzieję, że tylko bywa i tylko z niektórymi. Póki co pracuję nad przechodzeniem :-)
UsuńNóż się w kieszeni otwiera!!! Gdy nam przyniesiono wymówienie z naszej komunałki, po odzyskaniu jej przez potomka właściciela (wilgotna kawalerka ze ślepą kuchnią, którą zamierzano i przerobiono ostatecznie na "apartament"), otrzymałyśmy 2 lata na znalezienie czegoś nowego. Ale rok później Mama już nie żyła, a ja, choć spędziłam tam 3 dekady, nie miałam meldunku. Mamę pochowałam w tajemnicy, ale ONI (17- osobowa rodzina bezdusznych spadkobierców) dowiedzieli się o fakcie i wisiałam na włosku. Znosiłam codzienne pogróżki telefoniczne i akty pomniejszej przemocy. Czynsz podwyższyli mi 3 - krotnie. Miałam szczęście w nieszczęściu, że zdążyłam spieniężyć spadki po dwóch pokoleniach. Uciekłam na kraj świata, pospiesznie i bez myślenia o osobistej przyszłości. Własne mieszkanie przeklęłam, życząc miejscu z głębin zranionego serca, by nikt w nim nigdy nie zamieszkał... Właściciele włożyli kasę w remont i przekształcenie wspomnianej kawalerki w apartament. Ale od 4,5 roku, lokal stoi pusty. Nie znaleźli najemcy. Klątwa okazała się skuteczna ;-)
OdpowiedzUsuńMogę dołączyć do niej B. Ale nie wiem, czy jestem równie wydajna na odległość ;-)))
Małe Batmaniki są cudowne. Uśmiałam się czytając, że nie kot zjadł lalkę, ale dziecko :-D
Trzymajcie się. Może B. dostanie zawału... Ja tam w nawrócenie złych, pazernych ludzi słabo wierzę...
PS. Na pierwszym roku moich studiów napisałam obszerną pracę roczną, objętościowo bliższą magisterce, pt.: "Kot w kulturze". To daleko milszy temat, niż "Człowiek wśród ludzi" ;-)
Najsmutniejsze, że najbardziej pazerni są ci, którym kwota kilkuset złotych miesięcznie naprawdę nie robi dużej różnicy. B. też będzie musiał sporo zainwestować, bo w mieszkaniu wszystko jest stare. Pewnie w ostatecznym rozrachunku mu się to zwróci, ale nieprędko, więc naprawdę nie mógł poczekać dwa miesiące? Ech...
UsuńCo do wydajności... klątwy mojej babci działały tak do 1000 km ;-)
Nice to meet your blog and your passion for dolls and photos as me!
OdpowiedzUsuńsee my blog follow my passion!
Hi. I visit your blog for sure.
Usuń