poniedziałek, 8 września 2014

Tommy AA as Ivan the Porcupine Swan Lake 2003

W niedzielę pogoda była wciąż letnia, więc wreszcie udało mi się wyciągnąć rodzinę na kiełbasę w plenerze.
Przede wszystkim udało mi się odciągnąć R. od naprawiania mojego komputera, co robi już nie pierwszy raz i niestety pomaga to tylko doraźnie, wkrótce komputer znowu zaczyna szaleć -  wyłącza się przy byle przeciążeniu. Nie myślcie, że mój mąż to jakiś domorosły ekspert od wszystkiego, co to wszystko naprawia, a jeszcze więcej psuje. Zawodowo R. jest inżynierem oprogramowania, niejeden laptop rozkręcał już do stanu flaki na wierzchu, więc jak twierdzi, że to po prostu kiepski laptop, to zaczynam w to niestety wierzyć. I wszystko byłoby ok, każdemu może się zdarzyć nietrafiony zakup laptopa, gdyby nie fakt, że na przestrzeni ostatnich lat moją ofiarą padły trzy inne komputery z różnych przyczyn. A pecet, którego latem przywiózł mój dorosły pasierb dla swoich młodszych braci wczoraj zaczął się niepokojąco przegrzewać... chyba na sam mój widok?
Może ja wytwarzam jakieś pole magnetyczne?
Ale miało być o lalce w plenerze.
Plener to może dość huczne określenie trawiastej górki na obrzeżach miasta, ale za to widoki sprawiają przyjemność zarówno dzieciom, jak i mnie. Mnie, bo przy dobrej widoczności widać stamtąd moje ukochane Tatry, dzieciom - bo u podnóża górki znajduje się stacja kolejowa (pociągi!), a lotnisko leży w prostej linii kilka kilometrów dalej, więc samoloty przelatują nam nisko nad głowami.
A lalka, która pojechała z nami, to chłopiec, Tommy AA Ivan the Porcupine z serii Jezioro Łabędzie z 2003 roku. Tommy to jeżozwierz, choć, gdy zobaczyłam go pierwszy raz byłam przekonana, że to lisek. Ma włosy i ogon w kolorze złota, buty w kolorze starego złota, a ubranko i uszka z nabłyszczanej tkaniny - ogólnie błyszczy się jak dobrze wyglansowane buty. Ma tylko nieznacznie ciemniejszą karnację niż "biali" chłopcy - wygląda jak po długich wakacjach nad morzem. Upodobał sobie krzew głogu lub dzikiej róży (niestety nie odróżniam):





W pudełku prezentował się tak - zdjęcie z e-baya:

Dla równowagi zrobiłam też sesję zdjęciową kiełbasy, ale ponieważ nie jest to blog kulinarny, zamieszczę tylko jedno zdjęcie ;-)

I jeszcze trochę późno popołudniowych widoczków z moimi dziećmi w tle i nadciągającą burzą, która ostatecznie przegoniła nas do 
domu.






Mija kolejne lato, nieubłaganie... Jak mawiała moja matka "po dzieciach widać, że się starzejemy". Póki co moje dzieci raczej odejmują mi lat niż dodają, bo niejedna moja rówieśniczka jest matką nastolatków. Ale choć bardzo lubię jesień - jesienne zapachy, kolory, światło - ta atmosfera przemijania, która wraz z nią przychodzi, co roku niezmiennie wywołuje we mnie tęsknotę za dzieciństwem i młodością, które przeminęły tak szybko i których chyba nie doceniałam.
Na wczesnojesienną melancholię pomagają, jak zawsze, lalki.

9 komentarzy:

  1. piękne plenerowe zdjęcia z lalką w roli głównej i dziećmi w tle :) wczesną jesień bardzo lubię, tę z wysypem barw, zapachów, owoców i jeszcze ciepłego powietrza, potem już niekoniecznie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Potem mamy 4 miesiące szaro-burego krajobrazu, z przewagą marznącego deszczu w tle. Z przyjemnością zapadałabym w zimowy sen na ten czas.

      Usuń
  2. Głogi, głogi. Kocham Złotą Polską Jesień, ale dziś autentycznie cieszyłam się z deszczu. U nas od miesięcy wielka susza. Za to miło, że zrobiło się cieplej. Jeżyk jest prześliczny. W SH lalkowa posucha, nic ciekawego, tylko troszkę butów udało mi się upolować i śliczny porcelanowy kubeczek XXS, w sam raz dla Maggie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buty byłyby bardzo pożądane i u mnie, a porcelanowy kubeczek XXS - to już nawet brzmi prześlicznie i pewnie tak wygląda :-)

      Usuń
  3. To głóg! :D
    Nigdy mi się ten lisek nie podobał, ale na Twoich zdjęciach, (może to kwestia oświetlenia) ma cudowny koloryt i przypomina chłopca, który bawi się w bezludną wyspę, albo Piotrusia Pana – to takie spontaniczne skojarzenia.

    Ostatnia fotografia, przypomina widokówkę z Australii ;-) Rany, naprawdę Tatry widzisz?

    Jak czytam o Twoich przygodach z komputerami, to jakbym siebie czytała…

    Tak, jesień zawsze rodzi refleksje o przemijaniu, jeszcze jak gęsi zaczynają odlatywać... Ale ja dużo gorzej znoszę wiosnę. Działa mi na nerwy w niej ten fakt uporczywego odradzania się świata, nacechowany bezwzględnością istnienia - podczas, gdy człowiek się nie odradza, ale banalnie, nieubłaganie, bezpowrotnie starzeje.
    Ech, od przeszło roku walczę z przedwczesnym kryzysem „wieku średniego”. ;-) Głupio to życie jest pomyślane ;-) Ale: mamy lalki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam mieszane uczucia co do całej serii Swan Lake, ubranka są przekombinowane i za bardzo się błyszczą. Białego Tommy'ego pewnie bym nie nabyła, w tym właśnie urzekł mnie ten słoneczny koloryt.
      Tatry mam w odległości stu-iluś-tam kilometrów. To się ponoć nazywa miraż inwersyjny, a jesienią zdarza się bardzo często. Kiedyś mieszkałam na 10 piętrze i miałam taki widok co rano, niemal przez cały listopad.
      Ależ przyroda też umiera, starzeje się, a to całe odradzanie to po prostu następne pokolenie.

      Usuń
  4. Piękne zdjęcia w plenerze ! Od razu sama nabrałam ochoty na grilla.. Wybraliście naprawdę piękną okolicę, a to zachodzące słońce i ten widok, skąpany w jego promieniach - CUDO :)

    Tommy Porcupine słodziutki, ale przyznam szczerze, że jak go zobaczyłam pierwszy raz to nie skojarzył mi się z jeżozwierzem ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż, jakiemuś projektantowi z firmy Mattel się skojarzył... choć całkiem prawdopodobne, że nigdy w życiu na własne oczy nie widział jeżozwierza ;-)

      Usuń
  5. bo to udomowiony, aksamitny lub welurowy jeżozwierz, ot co!

    OdpowiedzUsuń

Walking Cat