wtorek, 6 maja 2014

początek czyli The Heart Family

Jak wiele małych dziewczynek do 6 roku życia bawiłam się... autkami. Potem przyjechała starsza kuzynka, zawstydziła mnie i "przestawiła" moje myślenie na lalki. Podobno. Historię znam z opowiadań. Jak było rzeczywiście, nie pamiętam. Lalkami bawiłam się długo, nawet w wieku, w którym większość moich koleżanek zaczynało już interesować się płcią przeciwną i własnym wyglądem, ja wciąż mocno tkwiłam w świecie Barbie. Tym razem zawdzięczałam to innej kuzynce, o 4 lata młodszej, która była moją główna partnerką do zabawy. Chyba mniej więcej wtedy zaczęła się moja przygoda ze zbieractwem. Pewex stał się przybytkiem ogólnodostępnym, a tam... HEART FAMILY. Barbiowe rodzinki z dziećmi plus kuzyni dzieci plus koledzy o koleżanki dzieci z przedszkola, z sąsiedztwa. Byłam już w tym wieku, że Barbie lekko olewałam. Ale chciałam mieć te wszystkie małe i wydawałam na nie ostatnie kieszonkowe. Wtedy udało mi się zgromadzić prawie wszystkie osiągalne w Polsce. Coż, czas biegnie nieubłaganie. W końcu i ja dojrzałam, i przesunęłam swoją sferę zainteresowań na chłopców oraz własny wygląd. Laleczki przeżyły kilka przeprowadzek, przeleżały wiele lat na szafie. Przypomniałam sobie o nich już po narodzinach moich synów. Kto niespodziewanie zostanie mamą bliźniąt raczej nie planuje już więcej dzieci. Moje rozumowanie pobiegło prostym tokiem: mam dwóch synów, po co mi w domu stare lalki? Popatrzyłam z sentymentem, zapakowałam do torby i wywiozłam do przyjaciółki, która była mamą kilkuletniej dziewczynki. I kurcze blade, zawsze potem żałowałam...
Ale zasady trzeba mieć. Małym dziewczynkom nie odbiera się podarowanych zabawek.
A potem urodziła się moja córka.
No i miałam już racjonalne uzasadnienie. Żeby lalki kupować :-)
Chociaż póki co mamy niepisane zasady - moja córka nie bawi się moimi lalkami, ja nie wtrącam się do jej.
Po latach udało mi się kupić kilka maluchów z serii Heart Family. Te prezentowane dzisiaj są w świetnym stanie i mają oryginalne ubranka. Datowane na rok 1988, tak prezentowały się na pudełku:
A to już moje maluchy:

Kto posiada dzięcie w wieku zbliżonym, wie, że nie ubiera się pociechy tak starannie, aby usadzić w krzesełku do karmienia i podać marchewkę z groszkiem... Ale ta mała ma na sobie wizytowy komplecik z koronką, niczym na wizytę u cioci, a w zestawie posiada właśnie wysokie krzesełko do karmienia:


Brunetka, w bawełnianym dresie i długiej koszuli pod spodem... ach, sentymentalne wspomnienie, mody na "cebulkę":


Nocnik a'la sławojka i mój ulubiony maluch - piegowaty rudzielec:


Tej małej nie miałam, nie była dostępna w Polsce. Urocza mała murzynka z meblem, który stanowi hybrydę chodzika i krzesełka do karmienia:


Oczywiście, poza wzrostem i producentem - firmą Mattel, laleczki z serii Heart Family niewiele mają wspólnego z laleczkami Kelly/Shelly. Inne ciałka, inne moldy. Były produkowane zanim ostatecznie wykluł się wizerunek Kelly. Ale to od nich zaczęła się moja przygoda z maluchami Barbie i zawsze będą mi bliskie. 

2 komentarze:

  1. Podziwiam siłe woli ludzi, którzy oddali swoje ukochane zabawki komuś. Ja się z moją jedyną Barbie nigdy ni byłam w stanie rozstać, choć miałam chrześnicę, a ona na moją lalkę miała chrapkę. Nie żałuję- bo choć lalka ma na sobie zaznaczony upływ 24 lat nadal jest moja =). Nawet udało mi się dokupić jej sobowtóra i skompletować dla niej strój dzięki ogromnej życzliwości Lonely, Szarej Sowy i Ashoki

    OdpowiedzUsuń
  2. I od nowa piszę komentarz ;-(
    Odkryłam tutaj moją ukochaną pieguskę, Monikę, z nocniczkiem w tronie, którą dostałam w 1989r. od Ojczyma. To o niej wspomniałam przy wątku o baletnicach.
    Zazdroszczę Ci Murzyneczki. Na Allegro tylko raz ją widziałam, a niestety polski serwis to moje główne źródło zaopatrzenia w lalki.
    Ciekawe, że choć nigdy nie planowałam dzieci, bardzo niechętna byłam rozstaniom z moimi zabawkami. Chyba, że w szkole zakrzyknięto zbiórkę dla „biednych maluchów”, albo w otoczeniu pojawiła się jakaś uboga rodzina. Ale tylko kilka takich sytuacji pamiętam… Może byłam zbyt chytra, a może dzieci w bliskiej rodzinie brakowało i obowiązek na mnie nie ciążył, może już zbieracz w duszy się kluł, albo zwyczajnie traktowałam własne życie, jak budynek, który trzeba wznosić, ale nie wolno rozwalać niższych pięter, bo tylko całość ma sens i nie da się wykasować ot tak, jakiejś frazy. WSZAK BYŁA i w sercu jest nadal . Diabli wiedzą, może wpływ tu miała też moja dziwna pamięć, sprawiająca, że każde imię i nazwisko z przeszłości dźwięczy mi nadal w uszach?...

    OdpowiedzUsuń

Walking Cat