czwartek, 4 września 2014

Melody Kitty Fun 2000 i Kelly Fun with Kitten 2005

Dwie małe kociary.
Szatynka to Melody Kitty Fun z serii Kelly Club z 2000 r. Występowała w dwóch wariantach: tylko z kotem lub z kotem i akcesoriami. Pierwotnie miała grzywkę, ale została jej pozbawiona prawdopodobnie przez jakąś małą fryzjerkę. Grzywka była niewielka, więc nawet normalnie to wygląda, choć włosy lalki noszą znamiona czasu. Przyznam, że nie lubię tych grzywek w stylu "5 włosków na krzyż" i nie dziwię się poprzedniej właścicielce, że ciachnęła.
Blondynka to Kelly with Kitten z serii Fun z 2005 r. Stan idealny.
Dziewczynki chętnie zaadoptowały stadko zabawkowych kotów, które mam w domu, ponieważ moja córka jest wielką miłośniczką wszystkiego, co choć mgliście przypomina kota. Bywają dni, że nie zechce włożyć na siebie niczego, co nie ma nadrukowanego wizerunku kota .W stadku jest tylko jeden oryginalny, mattelowski kot.






Zdjęcia w pudełkach ze strony lilfriends.net:





Lubię koty zdecydowanie bardziej niż psy. Miałam psa jako nastolatka i było jakoś tak. Koty miałam dwa. Moja starsza kocica przybyła do mnie w wiklinowym koszyku z nieznaną przeszłością. Miała około półtora roku. Przygarnął ją dozorca, miała złamaną miednicę. Wyleczył, ale żona nie chciała w domu kota. Pierwszy dzień swojego nowego życia u mnie spędziła pod wanną (był tam taki otwór, stanowiący dostęp do odpływu, za mały, aby ją stamtąd wydobyć). Rozważałam rozbiórkę płytek, ale nazajutrz wyszła. Łagodna, spokojna, dystyngowana.  Kilka lat temu przeszła przez tęczowy most (nie akceptuję określenia "zdechła")
Druga kotka przybyła do mnie jako trzytygodniowe kocię. Jedna z niewielu dobrych rzeczy, które zawdzięczam mojej matce. Byłam wtedy świeżo po rozstaniu z moim długoletnim partnerem. Moja mama zadzwoniła około 22: "Przyjedź, sąsiadka z dołu przywiozła dwa małe kociaki ze wsi, są śliczne, a Ty chciałaś drugiego kota". Wzięłam tą bardziej łaciatą, potem żałowałam, że nie obie. Wyleczyła mnie z przygnębienia. Choć kociak nie potrafił jeszcze dobrze jeść i nogi mu się rozjeżdżały na płytkach podłogowych, zaimponował mi swoją rezolutnością. Już pierwszego dnia wpakowała się do mojego łóżka (wdrapanie się zajęło jej trochę czasu) i oswoiła kuwetę. Moja matka przez miesiąc gotowała jej kurczaka, bo nic innego nie chciała jeść (ja gotować nie cierpię i obecnie robi to R.)
Starsza kocica przyjęła ją bez zastrzeżeń. Powąchała, obeszła dookoła, zaczęła wylizywać. Po paru tygodniach dostała laktacji. Ostatecznie tą pierwszą noc i następne lata spędziły we wspólnym legowisku. Obecnie mała kotka ma już przeszło 10 lat i temperament nieprzystający do wieku. Przeszła depresję po śmierci swojej przybranej kociej mamy, przez parę miesięcy osowiała, schudła, zaniedbała higienę osobistą i zaczęła wygryzać sobie futro z ogona, który wyglądem zaczął przypominać szczotkę do klozetu... Ale jest już dobrze. Oczywiście, bywa, że dzieci dają jej w kość. Jej życie zaczyna się, kiedy pociechy idą spać. Z wiekiem polubiła pieszczoty (przez pierwsze lata na próbę pogłaskania odpowiada kłapnięciem zębami). Nawet R. musiał zaakceptować fakt, że śpi z nami. Podobno kociarze dzielą się na tych, którzy śpią ze swoimi kotami i tych, którzy się do tego nie przyznają...

10 komentarzy:

  1. Nie mogę wyjść z podziwu, jak ładnie te małe laleczki mają namalowane twarze!
    Wnioskuję z tej ciepłej opowieści o kotach, że bardzo mocno je kochasz. Nigdy nie miałam kotka, ale sądzę, że by mi się podobało... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam naturę, której bliższy jest kot niż pies. Pomijając aspekty charakteru kota, które bardziej mi odpowiadają niż psie, jest jeszcze to poranne wychodzenie z psem, czy deszcz, czy śnieżyca... brrr, nigdy w życiu ;-)

      Usuń
  2. Słodkie kociaki. No Kellaski też. Ja mam kota i za każdym razem mówię, że to ostatni. Bardzo się przywiązuję do żywych stworzeń (płakałam po chomiku, ale nie rozgłaszaj tego). Miałam psa, ale już bym nie chciała przechodzić przejścia na drugą stronę tęczy. Koty odchodzą cicho, nie wiadomo gdzie, do krainy wiecznych łowów, mniej boli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boli chyba tak samo, czy to pies, czy kot, czy chomik, jeżeli to zwierze było nam bliskie. Mój kocica odchodziła cicho, bo miała niewydolność nerek, po prostu zasypiała. Ale świadomość, że ten sen jest jakiś inny miały nawet półtoraroczne wówczas bliźniaki.

      Usuń
  3. Zawsze marzył mi się kotek, ale mam zwariowanego psa, który na słowo ,, KOT'' reaguje bardzo bojowniczo.. podbiega w te pędy pod drzwi i czeka żeby go wypuścić, bo od razu chciałby capnąć kota...taki mały głupek.. tak więc póki co kicia niestety odpada.. :( ale może kiedyś... Laleczki piękne, a sukienka z koteczkiem, przesympatyczna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, z psami i kotami różnie to bywa, choć sporo znam przypadków przyjacielskich stosunków. Niektóre psy reagują agresywnie na słowo "kot" wcale nie kojarząc je z konkretnym zwierzęciem, po prostu tak zostały nauczone. A w kontakcie bezpośrednim z żywym zwierzakiem są onieśmielone i zaciekawione. Chyba jedno ze zwierząt powinno być malutkie, wtedy przeważnie zostaje przez to starsze "zaadoptowane".

      Usuń
  4. Mam 16 letnią syjamską kotkę i psa , odkąd pamiętam wokół mnie były jakieś zwierzaki - świnki morskie, szczury, myszy ... Kochałam je wszystkie . Nie wyobrażam sobie życia bez zwierząt ...
    Laleczki są słodkie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również :-) Kotkę syjamską i psa znałam przed laty - pies był wielkim owczarkiem, a koteczka szczuplutka, nieduża - i to ona rządziła. Kiedy pani podawała im jedzenie, kotka pierwsza przeglądała zawartość obu misek i dopiero, jak stwierdziła, że w psiej misce nie ma nic ciekawego - pies podchodził się posilić. Bywało, że wyjadała jego porcję, a kęsy, które jej nie odpowiadały, wyrzucała mu z miski na podłogę :-)

      Usuń
  5. Pięknie piszesz o swoich kotach (czytałam też kiedyś wpis przy Kelly - czarnej kotce, która jest na liście moich małych marzeń;-)). I prawdziwie. Właśnie takie są koty. Trudno się oswajają, po przejściach nie chcą już ufać człowiekowi, a kochają tak mocno, że śmierć zostawia na nich zwykle trwałe piętno. Nie da im się powiedzieć: weź się w garść, idź dalej, dopóki same tego nie poczują…U mnie były kilka lat temu 2 siostry. Ten sam ojciec, ta sama matka. Obie urodziły się w moim domu, a dzieliły ich 3 lata. Jedna żyła 19 lat, druga 18,5. Niby zanadto się nie kochały, ale ta druga po śmierci pierwszej, nigdy nie doszła do siebie – zmieniła się w całkiem innego kota. I choć miała swoje koleżanki, wycofała się z życia stada, nie potrzebowała też czułości od człowieka. Można powiedzieć, że końcówkę swojej egzystencji, poświęciła kontemplacji.
    Z umiarkowaną przykrością stwierdzam, że słowo „zdechł”, stosuję wyłącznie do pewnego rodzaju ludzi. Chyba żadne zwierzątko nie zasłużyło sobie jeszcze w moich ustach na taki epitet. Cóż, bywa, że mam zimny prysznic z jakąś nową osobą w otoczeniu, która zdaje się być fajna, wrażliwa i nagle mówi, że miała kiedyś psa, lub kota, który mu „zdechł”. Coś się wtedy zmienia, choć staram się też rozumieć, że to defekt wynikający z wychowania w kulturze chrześcijańskiej, która niestety nie szanuje zwierząt.
    A psa kochającego koty, aż do przesady, też miałam. Trzeba było pilnować, by kocur nie podrapał mu paszczy :-)
    Mam tego kota syjamskiego w ogonem jak szczotka do butelek. Kupiłam go jeszcze w latach szkolnych – chyba wczesne liceum. Pamiętam, miał miseczkę i kuwetkę. Nie wiem, co jeszcze…

    OdpowiedzUsuń
  6. lale lalami, ale szare kociątko rozczuliło mnie na maksa - obfociłabym
    i zrobiła galerię Jej Kociej Piękności - choćby i na ściankę u tonnerki...

    OdpowiedzUsuń

Walking Cat