Przyznam, że zawsze podchodziłam z dużą dozą sceptycyzmu do świąt obchodzonym w USA. Tzw. europejska wyższość kulturowa. Przecież pierwsi amerykańscy osadnicy to zgraja desperatów, awanturników i przestępców, którzy nie mieli nic do stracenia. Z zimną krwią i zapamiętaniem godnym słuszniejszej sprawy wyrżnęli większość rdzennych mieszkańców zajmowanych terenów - czyli Indian.
Byli też uciekinierzy religijni. Purytanie - już sama nazwa tego odłamu kojarzy się pejoratywnie. Uciekinierzy z Anglii, nie zagrzali też długo miejsca w bardziej przyjaznej Holandii. Pewnie dlatego ubrania Kerstie i Tommy'ego kojarzą mi się z parą Holendrów z epoki.
Na przeciekającym stateczku, wypożyczonym przez londyńską kompanię handlową "Pielgrzymi" dotarli w grudniu 1620 r. w rejon dzisiejszego Plymount (stan Massachusetts). Nadeszła bardzo ostra zima, niemal połowa przybyszów zmarła w ciągu pierwszego roku. Ci, którzy przeżyli, jesienią następnego roku postanowili uroczyście uczcić obfite zbiory. Impreza trwała trzy tygodnie. Świętowali wspólnie z grupa Indian, którzy pomogli im przetrwać ten trudny rok...
Choć historycy spierają się, jak było naprawdę i twierdzą, że obchody pierwszego Dnia Dziękczynienia miały miejsce już w 1565 r. na Florydzie, a nie dopiero w 1621 r. w Plymouth, ta historia jest piękną opowieścią o wielokulturowej tolerancji i woli przetrwania.
Jak było naprawdę? Cóż, przecież historia to dowolna interpretacja faktów. Zależy od tego, kto ją pisze...
Poza tym mam kłopot. Lalki mi się nie mieszczą w koszu wiklinowym, który zamieszkują. Ech, czas najwyższy na jakąś gablotkę, tylko gdzie? Może czas najwyższy na większe mieszkanie? I to nie tylko z powodu lalek?
W drodze do mnie są dwa zestawy Kelly, choć na jeden straciłam już nadzieję, bo powinien był dotrzeć miesiąc temu. Dziś jednakże odzyskałam. Otrzymałam, po pięćdziesiątym moim mailu, wreszcie odpowiedź od sprzedającej z allegro: pani była w szpitalu, córka zapomniała wysłać, a w ogóle to same rodzinne nieszczęścia, bo i zięć, i drugi zięć, i wnuczki bez ojców... Może i tak było, mnie też zdarzyło się pójść do szpitala na trzy dni i zostać tam dwa tygodnie, ale gdybym policzyła sprzedających na allegro, którzy mocno opóźnioną wysyłkę tłumaczyli właśnie pobytem w szpitalu, mogłabym odnieść wrażenie, że wśród allegrowiczów panuje jakaś pandemia. Ale to i tak nic w porównaniu z pewną panią, od której kupiłam lalkę, przysłała mi zupełnie inną i jeszcze mnie mocno op... Ale to historia na inny post.
Kupowanie na ebayu jest o wiele przyjemniejsze, tylko niestety ceny nie zawsze przystają do polskich warunków płacowych.
Ale miały być lalki, a ja się znów rozgadałam.
Kerstie jest ruda, więc przez sam ten fakt znajdowała się na mojej wish-liście. Tommy był nieplanowanym dodatkiem, ale całkiem uroczym - piegus, o słomianych włosach. Niestety, Kerstie zgubiła gdzieś swoje oryginalne buty - a u mnie obuwnicza posucha, mam woreczek pojedynczych egzemplarzy, ale jednej pary nie sposób z tego złożyć. Ponieważ nie raz zdarzało mi się otrzymać lalkę w jednym bucie, może kiedyś trafię na ten drugi? Póki co obułam Kerstie w buty za duże i na dodatek różowe, ale cóż, nie może przecież ganiać w samych rajstopkach. Jesień u drzwi...
A tak prezentowała się cała seria w pudełkach - zdjęcie ze strony lilfriends.net:
Panienka śliczności i w dodatku ruda, słomianowłosy i piegowaty też niczego sobie.
OdpowiedzUsuńMi w ogóle się wydaje, że takie edycje sezonowe, to w jakimś stopniu ukłon w stronę kolekcjonerów :) Ja mam kilka lalek Evi typu dzieci z różnych stron świata. Wyjdzie to raz na jakiś czas, a potem nie ma i na ebayu osiaga zawrotne ceny :)
OdpowiedzUsuńWidziałam te Evki w internecie, to chyba najładniejsza seria Evi, ubranka mają fantastyczne, szkoda, że są praktycznie nieosiągalne.
UsuńTa parka jest cudna! Sama bym je do siebie przygarnęła...fantastyczne wykonanie!
OdpowiedzUsuńSą świetne , zazdroszczę :) od tej rudziutkiej nie można wzroku oderwać! Odnośnie gablotki, to ostatnio, całkiem przypadkiem upolowałam coś w tym stylu w Ikei, tzn. dokładnie,, mini szklarnie '', która wygląda jak mały szklany domek :) na razie jeszcze nie mam na nią pomysłu bo przydałoby się tam pięterko, ale maluchom i tak przypasowała. Wygląda bardzo ładnie i z pięterkiem weszłoby całkiem sporo laleczek.. mój Luby obiecał, że mi coś takiego zamontuje w wolnej chwili, więc jak trochę to urządzę to wkleje jakieś zdjęcie na bloga :) ale polecam całkiem fajna sprawa i naprawdę niedrogo
OdpowiedzUsuńhttp://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/70186603/
UsuńTak, to całkiem fajny pomysł, tylko gdzie ja to postawię/powieszę? Wiesz, troje dzieci i kot w małym mieszkaniu i nie pozostaje zbyt wiele miejsca na eksponowanie hobby. W zasadzie to nie pozostaje ani odrobina miejsca...
UsuńNie mogę się nadziwić jaka różnorodność panuje w tym maleńkim świecie. Parka przeurocza. Aż sie proszą o jakąś dioramę ;)
OdpowiedzUsuńDomek z epoki, eh, może kiedyś, jak będę na emeryturze... ;-)
Usuńpiękna parka, ale chłopiec to ideał jak dla mnie :)
OdpowiedzUsuńo holender, jaka urocza parka!
OdpowiedzUsuńCudowne (!!!!!), padłam na ich widok!!! Zwłaszcza dziewczynka.
OdpowiedzUsuńChoć do napływowych mieszkańców USA, mam takie same zastrzeżenia, jak Ty - ich święta ogromnie mi się podobają Jest w nich duma z narodowej przynależności, bez naszego ponurego nadęcia, które tak naprawdę, zasłania poczucie niższości względem innych nacji.
Zawsze będę za witryną – dzieciom można namiot w ogródku postawić, a kot sam wprosi się na półki
PS. Historia to fakty! Interpretacja – to literatura i film ;-)