Kocham małe wiedźmy. Ta mała ma zabawną sukienkę w czarne koty i dwukolorowe pasmo włosów.
A tak przy okazji dywagacje o wydawaniu pieniędzy.
Bo oto początek miesiąca, przypływ gotówki i pierwsza myśl "lalki sobie kupię" :-) Ta ekscytacja, ta euforia. To niecierpliwe szukanie na e-bayu. Ech...
Można by powiedzieć kolokwialnie, że pieniądze się mnie nie trzymają. Mam - muszę wydać. To w sumie nic dziwnego, wiele kobiet tak ma. No dobra, bez szowiznizmu, faceci też tak miewają. Tyle, że ludzie pragną "dóbr materialnych": gadżetów, sprzętu, modnych ubrań, nowego samochodu.
A ja pragnę małych lalek.
Dostrzegam pewną społeczną nietolerancję dla zbieraczy.
Dla R. każdy kolekcjoner to niegroźny wariat. Moja najbliższa koleżanka dziwi się, że wolę kupić lalki niż nowe buty albo torebkę. W końcu kobietą jestem. No i matką. Dziadek to nawet o moim zbieractwie nie wie, bo jestem w stanie sobie wyobrazić rozmiar jego gderania. "Pieniędzy ci nie szkoda wydawać, dzieciom byś lepiej coś kupiła".
Może to dziwne, ale podobne zdumienie wzbudzam u niektórych, kiedy widzą mnie z dziećmi. "Rany, trójka dzieci. To wszystkie pani?" Nie, skądże, pożyczyłam po jednym od sąsiadów.
Kto chce - niech się dziwi.
Może lepiej być dziwną niż nijaką?
Jak ta mała wiedźma... Lorena Witch Halloween Party z 2002 roku:
A tak wyglądała w pudełku i w kapeluszu, którego niestety nie mam:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz