Laleczka po środku to Kelly Valentine Darlings - niestety, ktoś pozbawił ją skrzydełek i opaski:
I ostatnia z panien, laleczka po prawej - Liana Happy Birthday Tea Party:
Jakoś nie mam przekonania do wszelkich stworzeń lalkowych o takich proporcjach - duża głowa, duże oczy, nieproporcjonalnie drobny tułów i kończyny. Oczywiście laleczki Blythe, Little Dal czy Little Pullip nie sposób porównywać z tymi paskudkami, lecz pomimo ich cudownej artykulacji i możliwości jakie stwarzają - ja mówię nie. Podobają mi się dziewczynki o proporcjach zbliżonych do dziecięcych, stąd moja pierwsza fascynacja lalkowa pulchnymi maluchami z serii Heart Family, która płynnie przeszła w zainteresowanie laleczkami Kelly.
Dwie serie Kelly Lemonhead wyszły równolegle również jako "klasyczne" Kelly, oto porównanie:
Klasyczne Kelly:
I "prawie" ładne Lemonheadki:
(wszystkie pudełkowe zdjęcia pochodzą ze strony lilfriends.net)
a ja bym nie była tak krytyczna - w końcu to lale
OdpowiedzUsuńmogą mocno odbiegać od ludzkich standardów
mnie ujęła Becky - taka właśnie dobranockowa <3
Mogą odbiegać, oczywiście. I zarówno dla dzieci, które mają odrobinę wyobraźni, jak i dla dorosłych, którzy je zbierają, może to mieć swój urok. Ale mnie osobiście nie podobają się. A poza tym, mam ostatnio taki marudny nastrój.
UsuńMnie też się Becky spodobała.
OdpowiedzUsuńBecky z tej trójki niewątpliwie najciekawsza. No i piegowata :-)
UsuńSą inne niż Kelly ale całkiem ładne :) mi też Becky jakoś najbardziej przypadła do gustu, ma cudowną tęczową kreacje :)
OdpowiedzUsuńNo to mamy trzy do zera dla Becky :-)
UsuńTo już 4 do zera, bo mnie też urzekła :) Jest najładniejsza z trójki, ale powiem szczerze, że te lemonheadki widzę po raz pierwszy i ogromnie mi się podobają :) Inne niż wszystkie :)
OdpowiedzUsuńPamiętam panikę, jak mi przyjaciółka po raz pierwszy pokazała "nowe dziecko Barbie". Pocieszałyśmy się, kierowane intuicją, że to chwilowy wybryk Mattela, podyktowany estetyką My Scene, które były wtedy w rozkwicie. Choć byłam przerażona tymi kosmitkami, bo wtedy też preferowałam w lalkach zdecydowany realizm, lub jego znośną interpretację - to coś przekroczyło mój próg tolerancji. A jednak mam ich kilka w kolekcji, na zasadzie, że żaden czyn Mattela, nawet ten poroniony, nie mógł nie mieć odbicia w moim zbiorze. I co się stało? Mając 2 kartony My Scene i karton Bratz, 3 szt. Diva Starz i parę innych stworów - ostatecznie bardzo polubiłam te pogodne cytrynki ;-)
OdpowiedzUsuń