Zanim oddam się całą sobą histeryzowaniu z tego powodu - może usystematyzuję: do szkoły idą moi synowie - bliźniaki i właściwie to nie do szkoły, ale do zerówki, ale u mnie poziom stresu z tego powodu i tak przekracza już dopuszczalne normy.
Ponieważ pewnie nie raz - tak jak robię to również w życiu niewirtualnym - pisałam tutaj o starszym i młodszym chłopcu, pozwolę sobie wyjaśnić tę nieścisłość - bliźniak o minutę starszy jest najstarszym bratem z prawdziwego zdarzenia - opiekuje się rodzeństwem i rządzi, kiedy trzeba (i nie trzeba ;-). Przywykłam traktować go jako reprezentanta i przywódcę całej trójki. Tą rolę wziął na siebie jakoś tak spontanicznie, kiedy przyszła na świat moja córka. Ujął mnie wtedy swoją chęcią pomocy, podczas gdy jego brat urządzał sceny zazdrości... no coż, młodsze dziecko ;-)
W czym kłopot z tą zerówką?
Po pierwsze zaczyna się kierat i jest to przykra świadomość. Kończy się czas, kiedy obowiązki moich synów sprowadzały się do poskładania zabawek na miejsce i umycia zębów przed snem. I tak już będzie przez resztę ich życia aż do emerytury - szkoła, studia, praca. Dzwoniący co rano budzik. Oczekiwanie na weekend i wakacje. Ehh... Dobra, mnie to też trochę zniechęca, tyle lat wstawania o wpół do dziesiątej, nieśpiesznego picia porannej kawki przed ekranem komputera... Od sześciu lat nieprzerwanie urlop wychowawczy. Teraz już tylko teoretycznie, bo do mojej dawnej pracy nie mam powrotu. Coś tam robię w domu, ale to nie to samo. Był czas, kiedy mi to ciążyło, bo decyzję tę trochę wymusiły okoliczności - teraz wreszcie potrafię się tym ucieszyć. No i proszę, skończyło się - czy deszcz, czy śnieg, co rano wyjście z domu. Brrr...
Drugi powód to dwujęzyczność moich synów, a właściwie - trzechjęzyczność, bo z dwóch języków, z którymi mają styczność na co dzień stworzyli sobie trzeci, swój własny, opierający się na szeregu uproszczeń. Ja ich generalnie rozumiem, ale nie można tego oczekiwać po pani w zerówce. Po polsku rozumieją wszystko, ale już odpowiedzi na zadane pytanie udzielą "po swojemu". Wiele osób twierdzi, że pobyt w zerówce, w towarzystwie innych dzieci (dotychczas z racji braku możliwości porozumienia się ich kontakty z dziećmi były ograniczone) może szybko sytuację uzdrowić, ale pewnie będzie to dla nich źródłem niemałego stresu.
Laleczka na dziś to w moim wyobrażeniu mała dziewczynka, która nie zna jeszcze pojęcia szkolnych obowiązków i właśnie wybrała się z mamą na plac zabaw. Wróć, nie z mamą, według firmy Mattel: ze starszą siostrą.
Lubię bardzo tą małą, ma śliczną buzię i lekko zamglone oczy.
Włosy są grubsze i sztywniejsze niż u innych Kelly, takie włosy mają chłopcy - blondyni. Mają one tendencję do podnoszenia się do góry i wciąż trzeba je ujarzmiać za pomocą gorącej pary.
Ubranko takie sobie, z niezbyt eleganckiego dżerseju, ale w końcu idziemy na plac zabaw, różowa sukienka z falbanką nie byłaby wygodna:
Zdjęcie z starszą siostrą ze strony lilfriends.net:
Ojej bliźniaki :) mam młodsze siostry bliźniaczki, więc z autopsji wiem, że z bliźniakami jest wesoło- nigdy nam się w domu nie nudziło.. Dwujęzyczni? na początku to jest stres, ale później świetna sprawa. Słyszałam, że dwujęzyczne dzieci, mają zdolności do szybszego uczenia się nowych języków. Tak więc nie ma co się stresować chłopaczki na pewno świetnie sobie poradzą, a za jakiś czas będą śmigać perfect ;-) i co najlepsze w dwóch językach
OdpowiedzUsuńNo, nudno to z pewnością nie mamy :-) Czasem rodzice martwią się bardziej niż dzieci, to fakt, ale ja nigdy szkoły nie lubiłam i tak mi jakoś smutno, że ich najbardziej beztroski okres dzieciństwa dobiega końca.
UsuńJa przeżywam stres odwrotny, będę miała do czynienia z niezłą gromadą nowych pięciolatków. Strach, jak ja je co dzień opanuję? Czy nie będą płakać, czy się nie będą gubić, czy rodzice będą odbierać na czas? Jak ja je zapamiętam? Moja wada wzroku, bardzo mi przeszkadza.
OdpowiedzUsuńNo, nie miałam pojęcia, że jesteś osobą z drugiej strony barykady ;-) Osobiście pomysł z 5-latkami w zerówce i 6-latkami w szkole bardzo mi się nie podoba, bo przede wszystkim szkoda mi tego jeszcze jednego roku beztroskiego dzieciństwa. Wiem, że teraz dzieci rozwijają się szybciej i wiele pięciolatków umie już czytać i pisać, ale mimo wszystko - po co? Żeby szybciej poszli do pracy i zasilili szeregi bezrobotnych? Moi chłopcy są pierwszym rocznikiem, który nie ma wyboru. A zgubić się mogą, a raczej po prostu wybrać się do domu, bo szkoła znajduje się w odległości 10 minut, na trasie naszych stałych spacerów i tę okolicę znają świetnie.
UsuńJa pracuję w przedszkolu, mam zajęcia dodatkowe. Przedszkola są fajne, wg mnie to najlepiej zorganizowany etap kształcenia w Polsce (uczyłam na wszystkich poza podstawówką), więc głowa do góry :)
OdpowiedzUsuńW zasadzie masz rację - to jeszcze przedszkole, nie szkoła :-)
Usuńoj, pamiętam te pełne łez rozstania, ale powitania były takie cudowne - Zuzanka pierwsza i ostatnia w holu - często z panem woźnym witała dalszy personel - a barykady nie widziałam żadnej, tylko dobrą wolę z obydwu stron - i tego życzę od samiutkiego września
OdpowiedzUsuńa laleczka ma śliczne włosy - tak rzadko spotykane - fajny fryz i kolor <3
Ta "barykada" to skojarzenie z czasów mojego dzieciństwa, chyba chodziłam do szkoły w trudnych czasach - niewielu spotkałam na swojej drodze fajnych nauczycieli i zwykle byli to ludzie starsi tzw. "dawna szkoła". Ci młodsi - znerwicowani, sfrustrowani, absolutnie przypadkowi ludzie. W moich czasach normą był wrzeszczący na dzieci, nie przebierający w epitetach nauczyciel. Wiem, że teraz jest inaczej, rozmawiam z matkami dzieci w wieku wczesno-szkolnym i zwykle słyszę wiele dobrego. Ale jakiś wewnętrzny lęk pozostał.
Usuń