Nie dziwi, że szczotka do włosów leży w szufladzie ze sztućcami, a wyciskarka do czosnku ukryta jest pomiędzy dziecięcymi skarpetkami. Nie dziwi szukanie zagubionego miniaturowego autka, w środku nocy, pod łóżkiem, z latarką, bo dziecię właśnie się obudziło i zorientowało, że nie ma, a do rana poczekać to absolutnie nie może. Nie dziwi jedzenie kanapek polanych ketchupem i posypanych kakao. Ani zdejmowanie skarpetek, żeby zrobić kupę.
Ale dziwi mnie szkoła. I bynajmniej nie chodzi o kwestie pedagogiczno - edukacyjne, tylko o logistyczne. A one w szkole wydają się kulawe jak zając w jednym półbucie.
Pani, która zastępuje panią, która miała być wychowawczynią zerówki jest przez tydzień nieobecna. Pogrzeb w rodzinie, przykra sprawa. W związku z powyższym bajzel na całego, codziennie inne godziny, w których dzieci mają zajęcia. Miało to być wpisane w dzienniczkach. Tak, fajnie, tylko ktoś z zastępujących nauczycieli wczoraj zapomniał dzienniczki oddać (nie wiadomo kto, bo na zastępstwie było kilka osób). Dziś Dzień Nauczyciela. Pewnie dla niektórych jest to oczywiste, dla mnie niestety nie - że dzieci powinny być na galowo, mieć stroje na wf (bo będą zajęcia ruchowe) i kończą zajęcia o 12.30. Ja beztrosko przyszłam odebrać chłopaków o 14.30. Pani ze świetlicy wkurzona, bo dzieci niezapisane do świetlicy nie powinny w niej przebywać.
Trzeba czytać wpisy w dzienniczkach. Ale dzienniczków ktoś nie oddał. To trzeba pilnować, żeby dzienniczki były. Ale jak ja mam pilnować, żeby nauczyciel nie zapomniał oddać dzienniczków?
Jestem zdania, że skoro zostały ustalone stałe godziny zajęć - szkoła powinna się ich trzymać. Bo rodzic w tych godzinach, które dziecko zwykle spędza w szkole, może np. pracować na pół etatu. I w tym momencie informacja, że nazajutrz dzieci mają zajęcia do godziny 12.30, albo od 10.30 zamiast od 9 może być trochę kłopotliwa. A jeżeli szkoła nie jest w stanie zapewnić zastępstwa, to dzieci powinny mieć prawo spędzić w świetlicy ten czas, który zwykle spędzają w szkole.
Ale takie rzeczy to pewnie w innym kraju.
Dobra, jak już sobie ponarzekałam - to teraz lalki. Plenerowo. Weekendowo.
Laleczki pochodzą z różnych lat i serii, łączy je kolorystyka oraz fakt, że wybrałam się z nimi na niedzielny spacer do parku.
Ciemnoskóra panna to Desiree Biedronka z bardzo oryginalnej serii Garden z 2001 r.
Melody Rubinowa Wróżka z 2002 r. z serii Dream Club to koleżanka przedstawionej parę dni temu księżniczki, która miała dylemat natury uczuciowo-finansowej.
Najmłodszy (i najbardziej fotogeniczny) z tej trójki jest chłopiec - Tommy Wampir z serii Halloween Party z 2004 r.
A tak cała trójca prezentowała się w pudełkach:
gdyby taka biedroneczka przycupnęła za mym oknem -
OdpowiedzUsuńnatychmiast bym je otworzyła, ogrzała dobrym słowem
i może kropelką miodu i zapoznała z innymi niuniami, ha!
Podobno biedronka w domu, kiedy nadciąga chłód, zwiastuje ciążę w rodzinie... ale pozostawić za oknem to byłoby okrucieństwo :-)
Usuń"biedroneczko leć do nieba przynieś nam kawałek chleba" -
Usuńjakżeś dzieciątko podrzuciła - pomóż teraz je wykarmić...?
Te wspaniałe laleczki nabrały rumieńców podczas spaceru do parku! Zdjęcia są przesympatyczne i chętnie je obejrzałam kilkakrotnie!
OdpowiedzUsuńKorci mnie, aby zapytać o tę przedziwną mumię EUgeniusza? To u Was stoi w parku? Może powinnam wiedzieć, ale nie mam pojęcia kto to, czy co to...
Co do zajęć w szkole to się nie będę wypowiadać, bo zgadzam się z Tobą w 100 procentach!
Ja też niewiele wiem. Mumia stoi nie tyle w parku, co w otoczeniu pałacu, w którym mieści się restauracja. Jest autorstwa dość kontrowersyjnej i wszechstronnej artystki, mieszkającej w Oslo i podobno jest własnością prywatną. Wykonana jest z poliestru i jest dość chybotliwa (zawsze mam obawy, że moje dzieci pewnego razu ją strącą). Dlaczego właśnie EUgeniusz - nie wiem, moje pierwsze skojarzenia z EU pewnie są błędne, a może nie?
UsuńWszystkie mi się podobają. Takie słodziaki.
OdpowiedzUsuńI owszem :-)
UsuńFaktycznie fatalna organizacja, nie dziwię się Twojemu wzburzeniu..
OdpowiedzUsuńLaleczki śliczne! mój ulubieniec to chyba mały wampirek, choć bardzo lubię też biedronki- to takie miłe stworzenia :)
Mój też, ma niesamowite, hipnotyzujące spojrzenie :-)
UsuńJeśli chodzi o obecność szczotki w szufladzie na sztućce , to w moim domu , gdzie dzieci są dużo starsze też nikogo to nie dziwi , choć pewnie powinno :):):) , natomiast jeśli chodzi o szkołę , to nastaw się na wydarzenia dziwne i niezrozumiałe , czasami zdumiewające również dla nauczycieli :)
OdpowiedzUsuńBiedroneczka jest prześliczna , postać EUgeniusza przewijająca się w tle bardzo intrygująca ...
A ja myślałam, że szkoła to przybytek świetnej organizacji i absolutnego racjonalizmu, chyba w moich czasach tak było, a może trafiałam do takich szkół, choć muszę przyznać, że z punktu widzenia ucznia to wcale fajne nie było. Z punktu widzenia ucznia bajzel jest super :-)
UsuńWszystkie to takie słodkie cudności :D
OdpowiedzUsuńCo do szkoły? To duuużżżooo jeszcze przed Tobą i potrzeba jest zdecydowanie jeszcze więcej
cierpliwości ;)
Pozdrawiam :)
Dziękuję :-) Cóż, pozostaje mi ćwiczyć, bo cierpliwość nie jest moją najmocniejszą stroną...
Usuń