poniedziałek, 31 sierpnia 2015

When I Read I Dream. Stacie jako Ania z Zielonego Wzgórza.

Czyżbym wchodziła w erę "większych lalek"? Nie, dorosłych panien chyba(?) nie zacznę zbierać. Ale o ile wyrośnięta Kelly o imieniu Chelsea niespecjalnie mnie kręci, zauważyłam ostatnio, że moje serce bije żywiej na widok podrostków Stacie, zwłaszcza tych starszych. 
Albo na przykład takich (zdjęcie promo z sieci):

Moja babcia wychowała mnie na dwóch "dziewczyńskich" książkach: Alicji w Krainie Czarów i Ani z Zielonego Wzgórza. Hybryda tych dwóch bohaterek była w moim wyobrażeniu ideałem dziewczynki. Do czasu ;-) Ale sentyment do obu książek pozostał.
Skoro mam Alicję - Kelly (tutaj), nie mogło zabraknąć Ani. 
Ania w rozmiarze Kelly nie występowała, myślałam nawet o stworzeniu OOAKa.
A potem zupełnie przypadkowo zobaczyłam w sieci kolekcjonerską serię When I Read I Dream. 
W jej skład wchodzą cztery lalki w rozmiarze Stacie (19 cm), wydane na rynek w latach 2001-2002, inspirowane postaciami z popularnych dziewczyńskich książek - zdjęcia z ebaya:




Stacie - Anię kupiłam bez pudełka, ale wciąż przymocowaną do jego tylnej części. Trochę przykurzoną i z piwnicznym zapaszkiem. Ale czyż nie jest piękna?






Jutro rozpoczęcie roku szkolnego. Jak ogólnie wiadomo, powrót do szkoły to większe przeżycie dla rodziców niż dla dzieci. No, to sobie przeżywam, planuję, organizuję... Na tę okoliczność zdjęłam nawet zakurzone pudło z pawlacza, które odstawiłam tam kilka lat temu. Pudło z napisem "Perfekcjonizm. Nie otwierać nawet w przypadku pożaru" ;-)
Jak tylko ogarnę całą tą logistykę, będę komentować Wasze wpisy na blogach (Inko, dziękuję za zadedykowanie mi postu) i prezentować kolejne moje lalki (Gosiu, kot dotarł, jest cuuudny!).
Na razie może mnie nie być przez kilka dni. 
Udanego Nowego Roku Szkolnego :-)

czwartek, 27 sierpnia 2015

Petra International Babies. Para z Hawajów.

Laleczki, o których wiem tyle, co nic.

Z katalogu Petry wydedukowałam, że były co najmniej cztery pary międzynarodowych maluchów:

O Japonce pisałam tutaj
Możliwe, że było ich więcej, bo mam jeszcze jedną niezidentyfikowaną skośnooką, która najprawdopodobniej jest dzieckiem Petry. 
Hawajska parka była w świetnym stanie, zachowały się materiałowe kwiatki, a nawet bransoletki na nogach dziewczynki:



Biorąc pod uwagę natężenie tropikalnych upałów tego lata, może nasze rodzime stroje ludowe powinny ulec jakiejś modyfikacji w tym kierunku? Może niekoniecznie spódniczki z trawy, ale oglądając regionalne występy na początku sierpnia, nie potrafiłam nie współczuć ocierającym pot z czoła dziewczynom tych pięknych gorsetów, fartuszków i halek, które pewnie siarczyście przeklinały ;-) 

wtorek, 25 sierpnia 2015

Kolejne przebieranki. Three Musketeers Kelly z 2009 r.

Przebrałam kolejne Kelly. Tym razem nie księżniczki, ale z racji natężenia błysku i brokatu - jakoś tak im blisko. 
Cóż, mam nieco odmienne wyobrażenie o tym, jak powinien wyglądać muszkieter/muszkieterka. Mattel (w oparciu o bajkę z serii o Barbie) widział to tak:


Seria Three Musketeers z 2008 składała się z czterech laleczek.
Panny błyszczą się i mienią, mają kolorowe cienie nad oczami, a problematycznej urody brokatowych koników litościwie nie będę komentować ;-) 
Uznałam, że trzy z nich mają potencjał:


Przede wszystkim zmyłam makijaż, niestety ucierpiała na tym nieco długość rzęs. I przebrałam w ubranka stosowne do kapryśnej ostatnio aury:


Ubranka pochodzą z tego zestawu:


To z pewnością jeden z ciekawszych i bardziej zróżnicowanych zestawów ubranek dla Kelly. Mamy bluzeczkę i spodenki, płaszcz przeciwdeszczowy, sympatyczną sukienkę a'la biedronka i kostium kąpielowy (na wypadek całkowitej poprawy pogody). Dodatkowo dwie pary butów, w tym rzadko spotykane botki i parasol, który niestety okazał się... kartonowy, a ponieważ zestaw kupiłam używany, dotarł on mocno zużyty. Szkoda, Mattelu, bo nawet lalki Evi mają "prawdziwe" parasolki. 
Jeszcze indywidualne fotki dziewczynek:




poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Deidre 1997

W egzotycznej scenerii palmiarni w Ogrodzie Botanicznym pozuje moja czarnoskóra ślicznotka - Deidre z 1997. Dotarła do mnie trochę zaniedbana i z ubytkami we włosach, ale mogłoby być gorzej. Jak to bywało z wczesnymi lalkami Kelly, Deidre nie ma ani indywidualnej nazwy, ani nazwy nie nosi seria, z której pochodzi. Jest jedną z czterech lalek Kelly ubranych w strój etniczny (obok bardziej dosłownych: Keeyi Kwanzaa z 1997 i 1998 r. oraz Kelly from Kenya z trójpaku Dolls of the World z 2002 r.)






Bardzo chciałam wsadzić ją na liść nenufaru, ale uprzedziła mnie moja córka, która umieściła tam swoją maskotkę - kota. Mąż musiał odławiać z jeziorka. Z lalką już nie ryzykowałam:


Zdjęcie w pudełku ze strony lilfriends.net:

piątek, 21 sierpnia 2015

Kelly AA Witch Halloween Party 2004

Mam kolejną pannę z mojej wish-listy. Z pewnością lista lalkowych życzeń na przyszły rok powinna być bardziej wymagająca ;-)
Rok 2004 w świecie lalek Kelly był bardzo owocny, a seria Halloween Party należy do najbardziej udanych. Oprócz dwóch wiedźm mamy małego wampira, rudowłosą dynię, tygryska i duszka. Wszystkie lalki są ciekawe i dopracowane. Mam szczęście posiadać wszystkie oprócz duszka z tej akurat serii.
Kelly Witch nie wygląda w zasadzie jak wiedźma, mnie kojarzy się bardziej z dziewczyną pirata. Ale aby zapewnić pannie choć namiastkę upiornego klimatu Halloween, zabrałam ją na wczorajszy spacer na cmentarz. To moja pierwsza cmentarna sesja i okazała się mniej stresująca niż przypuszczałam. 
Może zacznijmy od tego, że nie odbieram cmentarza z jakąś nabożną, lękliwą czcią. 
Może to zasługa mojej babci, która od małego dziecka zabierała mnie ze sobą na cmentarz, co traktowałam jak spacer gdziekolwiek indziej. Poza tym, odwiedzając cmentarz nie mam jakiejś doskwierającej świadomości spacerowania wśród szpalerów ciał w stanie rozkładu. Cmentarz ma dla mnie bardziej znaczenie symboliczne. Uważam kremację za zasadną choćby ze względów estetyczno - higienicznych, ale w naszej kulturze wielu osób ma do tego ambiwalentny stosunek. Tymczasem w wielu innych kulturach zwyczaj grzebania ciał zmarłych i oddawania im czci uchodzi za barbarzyństwo graniczące z nekrofilią. 
Próby wyjaśnienia dzieciom mojego stosunku do cmentarzy, śmierci i życia po życiu skończyły się tym, że potem chłopcy usiłowali "wywoływać" moją babcię i dziadka, których groby odwiedziliśmy. Hmm, w zasadzie nie o to chodziło, ale przynajmniej udało mi się ich nie przestraszyć...




Moje ulubione miejsce (jeśli na cmentarzu można mieć ulubione miejsce) - kamienna ławeczka w pobliżu monumentu upamiętniającego poległych w I wojnie światowej:


I jeszcze porównanie z "białą" Kelly już w warunkach domowych. Jej niezwykłe włosy w promieniach popołudniowego słońca, wpadających przez okno wydawały się dosłownie płonąć:



środa, 19 sierpnia 2015

Chelsie Artist 1998

Cudowne 26 stopni. Plus orzeźwiający wietrzyk. Chce się żyć. Chce się wychodzić z domu i korzystać z ostatnich dni lata.
Tym razem celem spaceru były pobliskie Planty i zabrałam ze sobą lalkę:

Chelsie Artist z 1998 r. Jedyna piegowata Chelsie o tak ciemnych włosach, większość panien o tym imieniu ma owłosienie kasztanowe. Na dodatek dziewczynka zajmuje się poważnie malowaniem, wyposażona była w pędzel i malarską paletę, a w tle pudełka widzimy zarys wieży Eiffla (zdjęcie ze strony lilfriends.net). Bo jak być artystką, to tylko w Paryżu ;-)

Cóż, Kraków to nie Paryż, a rysunki kredą na asfalcie nijak się mają do zbiorów Luwru czy Musee d'Orsay, które pewnie Chelsie miała okazję podziwiać, ale kotobusowi przygląda się z zainteresowaniem:

Kotobus (czyli kot - autobus) inspirowany jest fantastyczną bajką japońskiego studia Ghibli pt "Mój sąsiad Totoro". Wraz z moimi dziećmi odkrywam powoli świat anime. "Totoro" to bajka ciepła, mądra, stosowna nawet dla najmłodszych, a i z dorosłego odbiorcy potrafi wycisnąć łzy wzruszenia.



Kiedyś altanka na Plantach była miejscem plenerowych koncertów. Podniszczona, stanowi miejsce zabaw dzieciaków, a dziś niespodziewanie odkryliśmy, że pod dachem uwił sobie gniazdo gołąb. W gnieździe - dwójka niefruwających jeszcze podrostków. Jak nie lubię gołębi, to jednak te maluchy wzbudziły moją sympatię. 
Udało mi się sfotografować tylko jednego. Na próbę zbliżania się z aparatem reagowały rozpaczliwym piskiem i chowaniem się wgłąb gniazda:

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Kelly Pretty Kitty 2000

Upał skończył się wczoraj apokaliptyczną burzą. Wczesnym popołudniem zrobiło się ciemno jak wieczorem, zerwał się bardzo silny wiatr, dzieci się przestraszyły, nawet ja poczułam się lekko nieswojo. Gwałtowna burza przeszła w kilkugodzinne, umiarkowane opady, dziś też padało z przerwami. 
Uff... Ochłodziło się.
Można by powiedzieć, że dzisiejsza lalka to właśnie efekt zmętnienia umysłu na skutek upału - a może mojej głęboko skrywanej słabości do kiczu?



Lalka jak lalka, jeszcze jedna jasnowłosa Kelly na różowo, ale za to jaki kot!


Moja córka piszczy z radości, nigdy nie widziała TAKIEGO kota. Ja też nie. Kot mnie urzekł, pewnie lalki bym nie kupiła, gdyby nie TAKI właśnie kot.
Oto cały zestaw akcesoriów, w które wyposażona była laleczka i jej kot o imieniu Lily. Drobiazgi i toaletka powędrowały już do córki, ale kota nie oddam ;-)



środa, 12 sierpnia 2015

Heart Family Kindergarden Friends oraz Daria Neighborhood Kids

Wrzucam obiecane zdjęcie moich maluchów Heart Family z serii Kindergarden Friends z 1990 r.:

Oraz jeszcze jeden z moich ostatnich nabytków: również fiołkowooką, ale tym razem brunetkę, Darię:

Daria pochodzi z tej serii - Neighborhood Kids z 1989 r.:

Muszę przyznać, że w tym przypadku zbliżam się do szczęśliwego momentu posiadania wszystkich sześciu maluchów - czarnoskóra na rowerku właśnie do mnie zmierza :-)

A tak Daria prezentowała się w pudełku - zdjęcie ze strony lilfriends.net:

Jej strój składa się z kombinezonu i fartuszka w kropki. Pozuje w moich urodzinowych kwiatach, które na przekór upałom mają się całkiem dobrze:




Walking Cat