czwartek, 31 lipca 2014

Deidre Hula Sun Fun 2003

Dziś panna czarna jak kawa. Deidre Hula z serii Sun Fun z 2003 r. Bardzo wakacyjna, od razu nabieram chęci poleżeć sobie gdzieś pod palmami.
Niestety, na razie poleżeć mogę we własnym łóżku i to tylko do przyszłego tygodnia, kiedy trzeba je będzie odstąpić gościom. Przyjeżdża rodzina R. Perspektywa rodzinnej wizyty mnie nie zachwyca, jestem introwertyczką, mam swoje zwyczaje i nawyki, swoje ulubione miejsca niczym kot, a tutaj 4 dodatkowe osoby w małym mieszkaniu... brrr.
Ale wróćmy do laleczki.
Kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz, ujrzałam tylko oczy - dwa jasne punkciki w bezmiarze brązu.
Niewątpliwie to najczarniejsza laleczka AA w mojej kolekcji. Strój w kolorze żółci i różu stanowi zaprzeczenie mojej teorii z postu o Kelly Pixie. Tutaj pasuje, nie gryzie się i ładnie komponuje z karnacją laleczki:



A tak panna prezentowała się w pudełku (źródło: e-bay):

wtorek, 29 lipca 2014

Kelly as Gay Parisienne 2003

O tej laleczce wiem niewiele. Stanowiła prawdopodobnie uzupełnienie serii Nostalgic Favorites z 2003 roku, o której już pisałam i z której prezentowałam dwie lalki.  Kelly as Gay Parisienne z 2003 roku:
Nie mam pojęcia, jak wyglądało jej oryginalne pudełko. Czyżby po prostu biały karton?
Zdjęcie z lilfriends.net na to wskazuje, podobnie panna prezentuje się na e-bayu:
W obu miejscach spotkałam się z określeniem "dealer exclusive"
Z drugiej strony - panna nie jest ani unikatowa, ani niebotycznie droga - orientując się po cenie na e-bayu.
Z pewnością stanowi dziecięcy odpowiednik Barbie Gay Parisienne, których było kilka, miedzy innymi porcelanowa.
Oto najbardziej podobna do mojej dziewczynki - Barbie z 2002 r.:
"Kelly jako wesoła Paryżanka" stanowi odniesienie do popularnej komedia muzycznej z przełomu XIX i XX wieku.
A to już moja laleczka - śliczna, tajemnicza, dopracowana w szczegółach:
Miłe zaskoczenie - etolę można ściągnąć bez konieczności używania nożyczek - przywykłam już do tego, że kolekcjonerskie Kelly mają ubranka zszywane, nie zapinane:
Tylko te rękawiczki, hmm, jakoś bezwiednie przypominają mi czasy, kiedy moje dziecię zdejmowało skarpetki ze stóp i wielce zadowolone nosiło je na dłoniach :-)

Evi

Od początku istnienia bloga, nieraz, gdy fotografowałam nową laleczkę, moja córka usiłowała wepchnąć w kadr swoją Evi.
Dziś zatem sesyjka tych panien, mały prezent dla mojej latorośli (choć muszę przyznać, że w trakcie robienia zdjęć zainteresowanie mojej córki całym procesem było raczej nikłe)
Poza tym, z założenia mój blog miał opisywać nie tylko Kelly, ale także ich kuzynów, wszystkie laleczki o wzroście do 11 cm, więc czemu  nie?
Oto dalekie krewne Kelly, a może tylko powinowate: Evi Love od Simby
Maluchy podobają mi się średnio, przede wszystkim brakuje mi u nich zróżnicowania twarzy. Kolor oczu i ust jest zawsze taki sam, różnią się fryzurami i ubraniem.
Są masywniejsze i ciut wyższe niż Kelly, więc buty i ubranka w większości nie pasują, Ubranka są zdecydowanie gorszej jakości - wykończenia brak, szwy bywają niestarannie wykonane. Włosy grubsze niż u Kelly, szybko się mechacą, zwłaszcza na końcach.
Ale muszę przyznać, że z punktu widzenia rodzica stanowią one dobry wybór dla dziecka, które pragnie uszczęśliwić swoją Barbie potomstwem.
Dostępne praktycznie w każdym hipermarkecie, przystępna cena, duży wybór
Maluchy występują w różnych zestawach, z mnóstwem akcesoriów, wiele z nich to kalki z pomysłów Mattela - np. łudząco podobne stroje księżniczek, a parę tygodni temu mignął mi przed oczami zestaw z chorą Evi z łóżeczku - kopia mattelowskiej Kelly Love 'n Care
O historii Evi nie wiem nic, bo firma Simba na swojej oficjalnej stronie pisze tylko tyle, że Evi jest młodszą siostrą Steffi - czyli znów kopia z pomysłu z Barbie.
Pomimo, iż Steffi i Evi pojawiają się w zestawach ewidentnie macierzyńskich, a większość dzieci bawi się tymi maluchami jako potomstwem Steffi i Barbie, obie firmy konsekwentnie upierają się przy siostrzanym pomyśle. Z założenia Barbie i Steffi mają być bardzo młode, zdecydowanie za młode na własne dzieci. Droga Barbie/Steffi, najpierw studia, dobra praca, odpowiedni partner życiowy, kredyt na własne M, a dopiero potem możesz myśleć o rozmnażaniu się. Póki co, kiełkujące instynkty macierzyńskie możesz ćwiczyć na swojej młodszej siostrze.
Poniżej przedstawione Evi pochodzą w większości, tak jak moje Kelly, z drugiej ręki. Nie zadaję sobie trudu ich identyfikacji, gdyż w przypadku Evi nie udało mi się znaleźć żadnej rzetelnej strony opisującej te laleczki, czegoś na kształt lilfriends.net o Kelly.
Laleczki nieznacznie "podpicowałam", choć muszę przyznać, że moje dziecię jeszcze nie zdążyło ich zabawić na śmierć, nie z braku takich tendencji, ale w związku z faktem, że większość swojego zainteresowania poświęca różnego rodzaju pojazdom starszych braci.
Znalazłam w sieci zdjęcia serii Evi, która mnie zainteresowała: Children of the World. Z tej serii powstało kilka bardzo ciekawych laleczek, z punktu widzenia ubioru może nawet ciekawszych niż mattelowskie Friends of the World. Pewnie było ich więcej, ale są obecnie praktycznie nieosiągalne. Moje pożądanie wzbudza zwłaszcza mała Japonka ze zdjęcia nr 2:


A oto stadko mojej córki:







Panny mają na sobie w większości simbowskie ubranka, za wyjątkiem ognistowłosej Evi - w oryginale była syrenką, odzianą tylko w ogon, wcisnęłam ją w mattelowską bluzeczkę marynarską. Ostatnie zdjęcie przedstawia Evi ze starszym moldem, dziewczynki o dziwo weszły w sukienki ze starszych zestawów ubranek dla Kelly.

niedziela, 27 lipca 2014

Kelly Pixie Sea Pixies 2007

Ogólnie wiadomo, że piękno jest pojęciem względnym. Brzydota zatem również.
Dla poparcia bądź obalenia tej wyświechtanej teorii, pozwolę sobie zapytać - czy komuś podoba się przedstawiona poniżej laleczka?


To nie żart.
Paskuda wyszła ze stajni Mattela, tak, tak, nie żaden tani klon, to oryginalny Mattel i zwie się Kelly. Kelly Morski Skrzat. Taki ona skrzat jak ja zakonnica. Wysmażona na solarce karłowata nastolatka o tępym spojrzeniu. Włosy żółto - różowe, różowa szminka i żółte cienie nad powiekami. Kiepskiej jakości, brzydkie ubranko. Czy nikomu nie przyszło do głowy, że różowy naprawdę nie pasuje do żółtego?
Panna miała siostrę, Syrenkę. Laleczki były wydane tylko na rynek europejski. Poniżej zdjęcia obu w pudełkach ze strony lilfriends.net. 

Syrenka ma włosy w kolorze turkusowo - różowym i wiecznie zsuwający się syreni ogon, który wygląda jak wykonany ze starej skarpety.
Walczyły zażarcie o pierwsze miejsce w kategorii "Najbrzydsza laleczka Kelly" i ostatecznie wygrała Pixie. 
Bo tak, nabyłam obie. Każdy normalny człowiek, który ma sprawne choć jedno oko zapytałby: dlaczego?
To trudne pytanie. No bo... taką miałam fazę cyklu? Kupowałam u jednego sprzedawcy trzy zestawy Kelly. Te dwie panny stanowiły czwarty. Jakoś tak zrobiło mi się ich żal. Przecież nikt inny nie kupi. Nikt normalny. Takie brzydkie. Takie nijakie. No i skoro zwykle kupuję lalki, które mi się najbardziej podobają, to dlaczego by nie postąpić na odwrót?
Syrenka zalega na dnie mojej torby z lalkami, które oczekują na SPA i stosowny strój, aby ujrzeć światło dnia oraz dostać swoje pięć minut na blogu.
Nie mam odwagi jej wyciągnąć. W końcu to syrena. Trzeba być ostrożnym. Jeszcze omami mnie swoim śpiewem i z pawlacza spadnie na mnie pudło ze starym telewizorem?

sobota, 26 lipca 2014

Kelly Magic of Pegasus 2005

Panna, której w zasadzie powinnam nie lubić, bo ma brokatowy makijaż (zdjęcie zrobiłam tak, żeby nie było widać) 
Jest cała brzoskwiniowa, bo i cera, i sukienka, i do tego te złote włosy, które gryzą się okrutnie z tą "brzoskwiniowością".
Na dodatek po wyjęciu koronkowego stroika z włosów (no, musiałam, paskudny był), okazało się, że Mattel troszkę poskąpił na owłosieniu i mym oczom ukazał się łysy placek. I to całkiem z przodu...
Porażka?
A bardzo ją chciałam
Niekoniecznie.
Pierwszy plus - nie otrzymałam "pegaza", a właściwie stworzenia w typie My Little Pony, obrazy dla końskiej rasy, w kolorze świeżo oskubanego kurczaka. Naprawdę nie wiem, co mogłabym z nim zrobić... Lalka przyszła sama. 
Drugi plus - okazało się, że panna ma figlarne i radosne spojrzenie, a jako bonus kolor oczu: zielono - niebieskie czyli takie jak ja. No, prawie... Jak to dawno temu określił poetycko pewien mój szczenięcy adorator: "Masz takie piękne oczy, w kolorze brudnej wody" ;-)
Pomyślałam i dałam lalce szansę. Wsadziłam jej do towarzystwa harfę (niewiadomego pochodzenia) i z nijakiej księżniczki stała się uroczą harfistką, która właśnie rozważa, czy rozpocząć grę, czy jeszcze potrzymać publiczność w niepewności:



A tak wyglądał kucyk (przepraszam, pegaz), którego widoku na żywo na szczęście mi oszczędzono:

piątek, 25 lipca 2014

Kelly PJ Party Bunch z 2006

Dziękuję za wsparcie :-)
Dziś bez zwierzeń. Tylko lalka.
Natchniona piżamową Kelly przedstawioną przez Kshelly, postanowiłam odszukać mojego piżamowca.
Oto ona: Kelly PJ Party Bunch z 2006 roku.
Laleczka pochodzi z jednego z  pięcio-paków z lat 2005-2006, czyli moich ulubionych zestawów Kelly, bo zaspokajających moją trwającą od dzieciństwa potrzebę hurtowego posiadania małych laleczek ;-)
Panna ma psotno - figlarny wyraz twarzy, który szalenie mi się podoba - oczka patrzą w górę, usteczka w ciup. Strój taki sobie, po prostu dziecięca koszulka nocna. Fajne klapki, które jakimś cudem ocalały, pomimo, że zupełnie nie trzymają się na nóżkach. I nietypowa fryzurka - pasma włosów zwinięte w uszka (lub rogi małego diabełka) i nonszalancka grzywka. Taki oto diabelski aniołek:


Wszystkie panny z zestawu - zdjęcie e-baya:

A to już śliczne zdjęcie promo ze strony lilfriends.net - nie wiem dlaczego moja panna wygląda na nim jakby miała trzy rogi zamiast dwóch:

czwartek, 24 lipca 2014

Chelsie Baker 1999

Chelsie kucharka, a właściwie - jak będzie brzmiał rodzaj żeński od "piekarz" - piekarka, może piekareczka? Laleczka występowała w 5 wariantach, z różnymi akcesoriami kuchennymi, m.in. drewnianą łyżką, wałkiem. Ładna, piegowata szatynka.
I tyle o lalce. Jakoś od wczoraj wena twórcza mi nie dopisuje. Gorzej. Lalki mi się nie podobają. Doła mam i nawet znam powód. 
Napiszę o tym, pomimo, że blog miał być z założenia lalkowy. Wygadam się tutaj, bo jakoś nie mam śmiałości dzwonić w tej sprawie po raz pięćset osiemdziesiąty szósty do mojej najlepszej koleżanki i wylewać jej to na głowę, bo ma ostatnio swoje własne problemy.
Tak się życie ułożyło, że moje dzieci nie mają już ani babci, ani dziadka. Został tylko mój ojczym, drugi mąż mojej matki, taki p.o. można by rzecz. Pełniący obowiązki.
I właśnie o dziadka p.o. chodzi.
Bo jakoś nie możemy się porozumieć w kwestiach zasadniczych, a z biegiem lat jest coraz gorzej, co raz bardziej przykro, a dzieci rosną i coraz więcej rozumieją. "Nie tak" w przekonaniu dziadka jest większość spraw - od kwestii długości włosów u chłopców, w której mamy odmienne zdania, po sprawy zdrowotne.
Dziadek ma swoją wizję tego, jakie powinny być wnuki, jak powinny wyglądać i wszelkie odstępstwa od niej uważa za dowód na moją (i R.) niewydolność wychowawczą.
A odstępstw jest sporo, bo wizja moja i R. różni się zasadniczo od wizji dziadka.
Porozmawiać szczerze. Postawić granice - tak mówi R. W końcu to my jesteśmy rodzicami, my decydujemy. Tylko, że każdorazowo stawianie granic kończyło się kłótnią. Bo dziadek, jak twierdzi, ma prawo powiedzieć, co mu się nie podoba. Bo jest starszy i mądrzejszy życiowo. Tyle, że mówi to niemal nieustająco. I wszystko wie lepiej.
Czasem gderanie osiąga formę absurdalną. "Posprzątałabyś tu wreszcie" - ogarnia wzrokiem porozrzucane zabawki. A następnym razem, kiedy zabawki zbieram: "Zostaw to, nie masz nic lepszego do roboty?" O tym, że dzieci powinny posprzątać po sobie w ogóle nie ma mowy: "Przecież to jeszcze małe dzieci, daj im spokój, jeszcze przyjdzie dla nich czas na obowiązki"  
Ja mówię białe, on czarne. 
Moich dzieci nie zmienię i chyba zmieniać ich nie chcę. Bo mam fajne dzieci, mądre, samodzielne i w gruncie rzeczy się dogadujemy.
Ale w obecności dziadka jakiś diabeł w nie wstępuje, zwłaszcza w średniaka. Nie słucha, marudzi, próbuje wymuszać. Dziadek pozwala na wszystko, a kiedy żądania osiągają formę absurdalną, zamiast stanowczego "nie", są całuski, bonusy zastępcze i obietnice bez pokrycia. A potem pretensje do mnie, że nauczyć posłuchu nie potrafię.
Dziecko słyszy, jak matka jest nieustająco obsztorcowywana i mój autorytet leci na łeb, na szyję.
Mam ambiwalentne uczucia, bo z jednej strony wzbiera we mnie żądza mordu, z drugiej strony chciałabym, żeby moje dzieci miały fajnego dziadka, tak jak ja miałam w nim kiedyś fajnego ojca.
I co? I impas.
I paskudny dół po kolejnej wizycie dziadka, i spacerze do parku, gdzie było wszystko: i ciastka, i frytki, i autka, i łódki, i automaty do gry. I gderanie dziadka, ile to pieniędzy wydał. Bo ja to im żałuję, skoro od niego tak desperacko się domagają.
Nie uważam za porażkę wychowawczą fakt, że jedziemy z R. do lasu i dzieci potrafią z powodzeniem bawić się patykami i kamieniami. Nie uważam, że dzieciom niezbędne do prawidłowego rozwoju są niezdrowe przekąski, telepiące się auta na żetony, automaty z cukierkami i maskotkami oraz płatne przejażdżki rowerkami, skoro w piwnicy stoją dwa rowery, które wzbudzają nikłe zainteresowanie. 
Na wydawanie nadwyżek pieniędzy mam parę innych pomysłów, które przynoszą długoterminową radość i pożytek. Zestaw klocków, mądra książka, dobra bajka na DVD.  
I lalki też, oczywiście ;-)
No to się wygadałam. Za wyrozumiałość z góry dziękuję :-)
A to już Chelsie Baker z 1999 r.:


I zdjęcie w pudełku z e-baya:

środa, 23 lipca 2014

Gia Tea Party Bunch 2006

Kiedy patrzę na tą małą, kojarzy mi się z małą indianką z plemienia Inków. Choć imię ma włoskie, z pewnością urodę bardziej latynoską niż południowoeuropejską. Pochodzi z 5 paka Tea Party Bunch z 2006 r. i reprezentuje unikalny wśród laleczek Kelly typ urody. Wszystkie pozostałe laleczki o imieniu Gia są zdecydowanie "europejskie".



poniedziałek, 21 lipca 2014

Kelly AA New baby sister of Barbie 1994

Dziś wersja ciemnoskóra pierwszej laleczki Kelly z 1994 r. Jej "białą" siostrę już przedstawiałam. Uważam, że maluch w wersji AA jest po prostu słodki. Choć mała jest oczywiście tego samego wzrostu, co inne, późniejsze Kelly, zestaw załączonych akcesoriów wskazuje na to, że dopiero co wyrosła z wieku niemowlęcego - ma smoczek, butelkę, słoiczek z pudrem, różowe śpioszki, niemowlęce łóżeczko z karuzelką. Do mnie dotarła oczywiście pozbawiona tych wszystkich miniaturek, więc wsadziłam ją do mattelowskiego łóżeczka, które służyło Krissy - jej młodszej siostrze. Łóżeczko pochodzi z zestawu z Barbie z 2000 i ma lekko makabryczny charakter. Dlaczego? Otóż łóżeczko ma pośrodku sztyft, na który ja wsadziłam misia, natomiast w oryginale Krissy miała kompatybilną dziurkę w plecach. Skuteczny sposób uziemienia niemowlaka w łóżeczku? Z boku łóżeczka znajduje się wajcha, którą uruchamia się pozytywkę z kołysanką. Można nią również poruszać i "ululać" leżącą Krissy. No cóż, dość kontrowersyjne rozwiązanie. Łóżeczko ma malutką karuzelkę, opuszczaną barierkę i baldachim, który kiedyś świecił w ciemnościach. Niestety, z biegiem czasu fluorescencyjna farba wyblakła. Pierwotną lokatorkę łóżeczka czyli maleńką Krissy przedstawię innym razem.






Zdjęcia obu zestawów w pudełkach pochodzą z e-baya:


sobota, 19 lipca 2014

Deidre Birthday Bunch 2005

Dziś jest za gorąco na rozpisywanie się, więc będzie krótko i do rzeczy: mulatka Deidre z 5-paka Birthday Bunch z 2005 r. Z tej samej serii mam już rudą i piegowatą Melody. Pięciopaków Kelly Club w latach 2005 - 2006 było w sumie dziewięć i pochodzą z nich w większości bardzo ładne laleczki, więc cieszę się, ilekroć trafię na którąś z nich. 



piątek, 18 lipca 2014

maluchy z zestawu Barbie I can be Nursery School Teacher czyli co było "po" Kelly.

W 2009 Mattel zakończył produkcję laleczki Kelly. W jej miejsce pojawiła się Chelsea. O ile Kelly miała około 3-4 lata, Chelsea ma około 6 lat. Jest wyższa, szczuplejsza... i nie umiem jej polubić. W moim odczuciu ma "starą" twarz, drażni mnie też jej przesadna szczupłość. Czy tak wygląda normalna 6-latka:


Powyższe zdjęcia przedstawiają jedne z pierwszych laleczek Chelsea i pochodzą ze strony lilfriend.net. Chelsea, podobnie jak Kelly, ma koleżanki, o dość egzaltowanych imionach: Delia, Kitsie, Kira, Madison, Renee, Viveca. Chelsea występują, podobnie jak Kelly, w seriach walentynkowych, wielkanocnych, halloweenowych, świątecznych, są baletnicami, mają zwierzaki i akcesoria. Ogólnie rocznie wychodzi ich mniej niż Kelly w okresie jej świetności i może o czymś to świadczy...
Nie znam polityki firmy Mattel, ale rozumiem, że ktoś doszedł do wniosku, że lalkami Barbie bawią się przede wszystkim dziewczynki w wieku około 6 lat i z Chelsea będą się lepiej identyfikować.
Może związane było to ze zmianą moldu Kelly, która wyszczuplała (i zbrzydła) w 2007 roku - przez co stała się mniej popularna?
Ogólnie różnica pomiędzy dziećmi z serii Heart Family - pulchnymi przedszkolakami, a anorektyczną Chelsea jest ogromna i można ją nazwać znakiem czasów. 
Tymczasem ja chciałabym przedstawić przedszkolaki Barbie z roku 2012 - dwie dziewczynki z zestawu Barbie I can be... Nursery Scholl Teacher.
Laleczki są malutkie, mają zaledwie 8 cm i bardzo szczupłe - znów figura absolutnie nie pasująca do ich wieku. 
Mają namalowane włoski, a twarz i ciałko wykonane są z tworzywa o nieładnym połysku:




Zdjęcie w pudełku pochodzi z allegro: 
                                      
Podobne do nich maluchy pojawiły się w tym roku, w zestawach Barbie Doctor, w czterech różnych typach karnacji, oto jeden z nich:

Laleczka ma co prawda wciąż niezbyt atrakcyjne, namalowane włosy, ale figurę i wzrost zbliżoną już do Kelly. Może oznacza to nieśmiały powrót firmy Mattel do produkcji lalek w typie Kelly?
Walking Cat